niedziela, 7 stycznia 2018

Rozdział III

Przepraszam za tak długą nieobecność, poprawię się! :) Rozdział nie sprawdzony,więc za wszelkie błędy przepraszam.
*********************************************************************************
Kira
-Sto lat, sto lat niech żyje żyje nam!- rodzice i Tom zaśpiewali mi piosenkę urodzinową. Rok do przodu. Za niedługo trzydzieści lat skończę i co wtedy? Będę miała dzieci? Męża? Wtedy zjem całe danie sama z siebie nie licząc kalorii? A co się stanie gdy dobiję sześćdziesiątkę? Babcia? Czy małe szkraby mojego syna lub córki będą mnie tak nazywać? Marzenia każdej z kobiet,ale jak na razie nie moje. Najpierw muszę wyzdrowieć aby myśleć o przyszłości.
Do świata teraźniejszego przywołuje mnie głos Toma. W jego szare oczy mogłabym codziennie patrzeć..są tak piękne,ale przepełnione smutkiem przeze mnie. Ciągle mi powtarza,że to nie moja wina,lecz podświadomie wiem,że raczej moja i karzę się za anoreksję. Świat byłby lepszy bez chorób nieprawdaż?
Rodzice na urodziny kupili mi jeansy oraz perfum,którego zapach od razu pokochałam. Mój szarooki przyjaciel natomiast wziął mnie za rękę do mojego pokoju abym tam zobaczyła co mi kupił. Specjalnie na tę okazję wysprzątałam pokój,ale zostałam w piżamie,ponieważ już byłam zmęczona tak,że nie potrafiłam nawet unieść ręki..kolejny minus anoreksji.
Usiadłam koło niego na łóżku z nogami skrzyżowanymi i czekałam na tę „perełkę” jak on nazwał. Podał mi torbę,a ja wyciągnęłam z niej..kulę śnieżną. Bardzo dużą i śliczną. W środku była baletnica.
-Ojej Tom,piękny prezent. Dziękuję-po raz pierwszy od dawna zagościł na mej twarzy szczery uśmiech.
-Tak myślałem,że ci się spodoba. Lisa jutro przyjdzie z prezentem,wiesz,że dzisiaj nie mogła-blondyn wpatrywał mi się w oczy z taką intensywnością,że odwróciłam wzrok-Słuchaj..jest jeszcze jedna sprawa i muszę cię o niej uświadomić. Wiem,że masz anoreksję i cierpisz z tego powodu,ja również,ale nie chcę aby przyćmiło to moich uczuć do ciebie-przybliżył się tak,że stykaliśmy się kolanami-Przed chorobą cię kochałem i teraz też..kocham.
-Co? Znaczy słucham? Ale,ale ja..-nie dokończyłam. Szarooki złapał mnie za podbródek przyciągając do siebie i pocałował. Cały czas przetwarzałam to co mi powiedział przed chwilą.
-Ja jestem chora,nie atrakcyjna,popatrz jak się ubrałam na moje urodziny?-zaśmiałam się głośno i wskazałam na moją piżamę.
-Pięknie wyglądasz,uwierz mi i przejdziesz przez chorobą ze mną,pomogę ci,ale jest jeszcze coś. Rodzice..rodzice zapisali cię na terapię do Nowego Jorku,musisz jutro wyjechać. Lekarz stwierdził,że twoje wyniki się pogorszyły i musi coś z tym zrobić dlatego odwiozę cię tam z rana. Zobaczysz, pomogą ci i szybciej wrócisz do dawnej siebie-miał blady uśmiech,a jego ręka spoczywała na moich włosach-Będziesz leczona niekonwencjonalnymi metodami,wielu osobom to pomogło i miejmy nadzieję,że i tobie również.
Słowa odbijały się ode mnie jak od ściany piłeczka. Dzisiaj naprawdę był wyczerpujący i najpierw szczęśliwy,a potem smutny dzień. Nie mam pojęcia ile Tom siedział koło mnie i ile ja patrzyłam w pustkę. Rodzice mnie zdradzili,wiem jak głupio to brzmi,ale pierwszy raz od pocałunku blondyna myślałam,że wszystko zacznie się układać i nagle odebrano mi szczęście rozkazem wyjazdu. Z jednej strony rozumiem ich postawę,ale z drugiej..nie mam siły na to wszystko. Chciałabym wyzdrowieć i widzieć radość w oczach tych,którzy mnie otaczają,ale z drugiej strony jak myślę,że przybiorę trochę ciała zaczynają wdzierać się do mojego umysłu zdania,że będę grubsza niż kiedyś,Tom cię opuści,a także Lisa,każdy będzie się ze mnie naśmiewał. Widzę to wszystko w głowie i nie wiem kiedy zaczęłam płakać,ponieważ poczułam rękę,która mi ociera łzy. Nie mam pojęcia też kiedy zasnęłam i naprawdę nie obchodziło mnie to,kto mnie spakuje i czy ktokolwiek mnie obudzi. Następny dzień miał nastąpić tak szybko..
***
Nina
Wybiegam na dwór aby przywitać się z Adamem. Niemal na niego wskakuję ze szczęścia. Tak dawno go nie widziałam,że teraz nie chcę go puścić. Brunet ma niebieskie oczy,umięśnioną posturę ciała,metr osiemdziesiąt. Czyż nie marzenie każdej dziewczynki-księżniczki? Nie chcę obrażać nikogo,ale denerwują mnie tego typu dziewczyny. Naprawdę patrzycie tylko na wygląd chłopaka? Chudy-nie chcę go, nie obroni mnie przed nikim i wygląda jakby nic nie jadł. Gruby-nie mam zamiaru pokazywać się z tłustym mężczyzną na mieście. Niski-nie założę przez niego szpilek. Wysoki-nie podobają mi się wysocy. Macie takie wymagania jakbyście żyły w idealnym świecie. On taki nie jest. Każdy chłopak na swój sposób jest świetny. Jak nie wygląd to umysł, jeden jest romantyczny drugi uwielbia zjeść pizzę przy dobrym filmie i popijać piwem. Nie bądźcie takie surowe dla mężczyzn, bo nikt was nie zechce..
Po tej chwili rozmyślań do świata żywych przywołuje mnie głos Adama proszący abym już przestała go dusić. Patrzę z uśmiechem na niego i wypuszczam go z silnego uścisku. Ten udaje,że się krztusi na co ja wybucham głośnym śmiechem.
-Co tam u ciebie mała? Przywitaj się jak należy,hm?-spogląda na mnie.
-Oh Panie Adamie, nie wiem o czym pan mówi. Może mógłby mi to pan lepiej wyjaśnić?-uśmiecham się szeroko.
-Chodź tu to zaprezentuję jak powinno wyglądać powitanie przyjaciela.
Przybliżyłam się nieco,a Adam pocałował mnie lekko. Podarował mnie jednym ze swoich pięknych uśmiechów pokazując jego zęby. Wziął torbę z chodnika i poszliśmy do domu. Mamy i tak nie było,a dowiedziała się,że Adam przjeżdża,więc pewnie wróci koło ranka. Mamy dla siebie cały dom,ale najchętniej przebywam w swoim pokoju i poza tym nie mamy takiej potrzeby chodzić po całym domu. Od razu chłopak zapalił i podzielił się również ze mną. Nie mam aż takiego nałogu aby często palić trawkę. Tylko wtedy gdy Adam do mnie przyjedża,a tak to faszeruje się tabletkami. Kładziemy się oboje na łóżku, każdy pochłonięty swoimi myślami.
Po godzinie zamawiam pizzę,a w czasie oczekiwania idziemy z Adamem do sklepu. Przed wyjściem wołam bruneta aby się zatrzymał,a ja biegnę do szafeczki po dwie saszetki Tantum rosa i mieszam je z sokiem pomarańczowym. Od razu czuję się lepiej. Czasami palenie trawki źle na mnie wpływa,więc muszę polepszyć swój stan.
W czasie spaceru do sklepu każdy z nas idzie w ciszy co dla mnie jest czymś nowym. Nigdy jeszcze się nie zdarzyło abyśmy szli bez rozmowy.
-Hej Adam, co się dzieje?-zagaduje do bruneta,ale ten nie chce na mnie spojrzeć.
-Nic, po prostu..po prostu mogłabyś przestać brać te tabletki?-dalej jego wzrok jest wpatrzony w dal-Wiem,że jesteś uzależniona,ale są ludzie i różne instytucje,które pomagają takim jak my. Naprawdę nie chce być świadkiem jak się staczasz na dno. Myślisz,że to kontrolujesz? Zobaczysz, to cię przerośnie. Dzień w dzień będziesz sobie powtarzać,że wiesz co robisz,ale nastąpi taki czas,że tabletki staną się twoim życiem. DOSŁOWNIE twoim życiem. Cholera wiesz co to oznacza? W każdym pieprzonym dniu będziesz brała więcej i więcej aż któregoś dnia się być może nie obudzisz. Twoja mama wróci któregoś dnia do domu i zastanie swoją osiemnastoletnią córkę bez jakiejkolwiek oznaki życia. Myślisz,że nie twoje życie nic nie znaczy? Gówno prawda mała. Uwielbiam cię,a twoja matka cię kocha,dziewczyny z grupy i prowadząca..im również zależy na tobie. Chcesz i prawdopodobnie masz na wszystkich wywalone,prócz na mnie,ale pamiętaj,że ja kiedyś zniknę. Kto wtedy zajmie moje miejsce? Jak myślisz? TABLETKI. Nie dasz rady z bólem lub z agresją narastającą w tobie. Będziesz chciała wszystkie emocje zdusić,aby ich nie odczuwać. Mała, tak się nie da. Musisz w końcu przejrzeć na ocz..
-Adam naprawdę myślisz,że ja o tym nie wiem?!-wydarłam się na niego-Myślisz,że super żyć ze świadomością,że wykańczam sama siebie? Nie! Niestety ja uwielbiam to uczucie po tabletkach,saszetkach czy syropie. Cholera ja kocham to uczucie. Ja tylko..-mój głos się załamuje,a oczy narastają łzami-Nie wiem jak przestać brać-łzy już mi leciały tak bardzo,że czułam jak spływają mi na koszulkę.
-Hej mała-dopiero wtedy chłopak zauważył,że płaczę i od razu przyciągnął mnie do siebie-Nie płacz. Spokojnie. Wiesz..ja..znaczy..po tym jak wyjadę od ciebie od razu udaję się na odwyk-wziął mój podbródek tak abym spojrzała mu w oczy-Nina,możesz jechać ze mną. Pomogą nam. Uwierz,można żyć bez naszych nałogów. Niszczymy sami siebie, nie kontrolując tego. Proszę jedź ze mną.
Dalej nie wierzyłam w słowa Adama. Czas. Zatrzymał się. Na długą chwilę. On jedzie na odwyk,aby mu pomogli. Ja Nina Chase to co innego. Nie potrafię. Jeszcze nie jestem gotowa jechać nigdzie. Muszę mu to powiedzieć.
-Wybacz-odsunełam się od niego-nie mogę jeszcze. Nie potrafię. Nie teraz. Proszę jeżeli chcesz mnie przez kolejne dni nakłaniać żebym pojechała razem z tobą to..to lepiej abyś mnie opuścił już tego wieczoru.
-Dobrze,rozumiem. Porozmawiamy o tym kiedy będziesz gotowa,albo wtedy gdy nie będziesz w stanie odpuścić nawet na godzinę twojego uzależnienia-lekko się uśmiechnął-ale mała, nie pozbędziesz się mnie tak szybko..
***
Lorna
6:45
Mój budzik natarczywie domagał się ponownego wyłączenia,więc po raz ostatni burczę pod nosem i wstaję z łóżka. Przeczesuję palcami włosy,aby chociaż troszeczkę były ogarnięte. Igor zapewne już jest na nogach,ponieważ czuję zapach świeżej kawy,która zaprasza mnie do jej wypicia. Blondyn już czekał na mnie w kuchni jedząc śniadanie. Nie przygotował mnie,ponieważ wie,iż ja śniadań nie mam w zwyczaju jadać. Nalałam sobie do wielkiego kubka czarnego płynu i dodałam odrobinę mleka. Stałam przy ladzie, uważnie obserwując każdy jego ruch. Mój brat chciał popełnić samobójstwo abym ja mogła przejrzeć na oczy. Naprawdę nie wybaczyłabym sobie gdyby coś takiego zrobił. Chciał ratować mnie nie zważywszy na konsekwencje. Podeszłam do niego od tyłu całując go w jego bujną czuprynę. Czułam jak każdy jego mięsień zastygł.
-Wiesz,że czeka nas dzisiaj wizyta?-wyszeptał.
-Tak i posłuchaj Igor ty również z nim porozmawiasz. Mam nadzieję,że jesteś świadomy dlaczego?-odpowiedziałam.
-Taak-westchnął-dojem śniadanie,a do szkoły dzisiaj nie pójdziemy. Mamy wizytę na 11:30.
-CO?-fuknęłam na niego-Młody mogłeś mnie wczoraj uprzedzić. Spałabym przynajmniej do 10. Teraz przez kawę się wybudziłam. Dzięki Igor-wzięłam kubek z kawą i udałam się do swojego pokoju. Kolejne cztery godziny nudzenia się,ponieważ na razie mam pustkę w głowie. Z frustracją położyłam się na łóżku z telefonem.
11:32
-Lorna i Igor Pavetti,zapraszam do pokoju-łagodny głos wyrwał nas z cichej kłótni.
Zlustrowałam wzrokiem naszego nowego psychiatrę. Przystojny o kruczoczarnych włosach,czarnych oczach i lekkim zaroście,średniego wzrostu, dr.Redson zapewne ma około trzydziestu lat. Pierwszy raz widzę aby psychiatra był aż tak zniewalający. Mężczyzna jak wyjęty z obrazka.
Jego gabinet jest inny od KAŻDEGO innego psychiatry u którego byłam. Nie ma biurka, dwóch krzeseł z jednej strony i jednego z drugiej,nie widzę również dużej ilości mebli,kosza na śmieci i kilku podręczników ułożonych na parapecie okna. Za to jest kanapa,jeden fotel bujany,pufa,materac,duży fotel,dwa koce ułożone w kącie,na oknie kwiatek,na drzwiach przylepione jest kilka obrazków,zapewne innych pacjentów,w drugim kącie znajduje się niski stolik ,na którym są słodycze,soki oraz kubeczki. Popatrzyłam w górę i o mało co nie krzyknęłam. Wielkie,a nawet można by rzec ogromne lustro wisi nade mną. Przeniosłam wzrok na niewielką szafę z..kostiumami.
-Ten gabinet jest naprawdę..-nie mogłam znaleźć odpowiedniego słowa-niesamowity.
-Oo tak-dodał Igor.
-Widzicie, od zawsze nie chciałem pracować takim systemem jak inni psychiatrzy czy psycholodzy. Pokazując wnętrze naszego gabinetu nasi pacjenci albo nabierają do nas zaufania albo i nie. To jest nasza duża wizytówka. Miło by wam było rozmawiać w szarym pokoju,przede mną jakbyście siedzieli przed szefem czekając na naganę? Oczywiście,że nie. Chciałem stworzyć wnętrze tak aby każdy czuł się komfortowo. Tak aby każdy z was mi zaufał. Pokładam duże nadzieje w tym,że i wy mi zaufacie-spojrzał w oczy każdemu z nas i uśmiechnął się do nas ciepło-A teraz wybierzcie sobie wygodne miejsca do siedzenia.
13:38
Wychodząc z gabinetu dr.Redsona czułam się jakby weselsza? Szczęśliwsza? Sesja wyglądała następująco: najpierw razem zaczęliśmy luźną rozmowę,a następnie wziął nas osobno do rozmowy,i znowu cała nasza trójka zaczęła dyskutować. Każdy popełniony błąd rozważaliśmy i mówiliśmy jakbyśmy postąpili inaczej. Jakby było bez problemów,zeszliśmy nawet na temat szkoły i naszych kolegów,koleżanek. To było coś nowego i naprawdę przyjemnego. Aaron (dr.Redson) dał nam kilka wskazówek,rad oraz zadanie domowe, gdyż na następną sesję przyjdziemy za tydzień o 14:45. Mamy wspólnie z Igorem poświęcać sobie jak najwięcej czasu. Razem grać,odrabiać zadania domowe,pomagać rodzicom i z każdego dnia zdawać relacje oraz w czasie różnych czynności robić zdjęcia. Sam dr.Redson będzie nam na e-maila wysyłać różne zadania.
Możliwe,że wszystko zacznie się układać?
***
Emma
Cóż,hm..witaj piękny dniu? Jak się cieszę,że żyję? Dzisiaj będzie kolejny produktywny dzień? Wolne żarty. Żadnego pieprzonego cudownego dnia. Znowu nastaje ponury,szary,bez emocji i uczuć dzień. Wstać. Zjeść. Poczytać. Nic nie robić. Myśleć jakby było pięknie nie żyć. Zjeść. Napić się. Spać. Cały cholernie prze prze prze cudny dzień. Kto chce ze mną pograć w depresję? Oh, nie ma lasu rąk? Dlaczego nie? Skoro gracie w piwnego ping-ponga, okłamujecie ludzi,obrażacie,wyśmiewacie,zdradzacie to i w depresje równie dobrze możecie się pobawić ze mną. Nie? A może ktoś się ze mną zamieni na jeden dzień? Zobaczy jak to jest żyć i nienawidzić samej siebie dzień w dzień. Banda małych tchórzy. Nic nie robicie dobrego na świecie. Nikt z was nie jest idealny i dużo do ideału mu brakuje. Cóż, idę na śniadanie i pokażę wam jak się świetnie bawię.
Cztery godziny nic nie robienia aż w końcu mama oznajmia,że jadę z nią na zakupy. Mam na sobie szare dresy i czarną bluzę i nawet nie myślę o przebraniu się. Gdy tylko rodzicielka mnie zobaczyła zrobiła wielkie oczy,ale ani słowem się nie odezwała, bo i tak wie,że nie obchodzi mnie zdanie innych i mogłabym nawet jechać do sklepu w piżamie.
Gdy sprawdzam telefon jest godzina 14:15, a mojej mamy dalej nie ma. Kazała mi zostać w samochodzie i czekać na nią. Jakie to zakupy skoro nawet do sklepu nie weszłam? Rozglądam się po parkingu i wysiadam z niego jak najszybciej. Czuję trochę wolności. Niestety, nie mogę nigdzie uciec tylko wrócić do domu spacerem i tak też postanawiam zrobić.
Jestem w połowie drogi do mojego domu i nagle ktoś mnie woła.
-Ej koleżanko chcesz?-jakiś chłopak pokazuje mi skręta zachęcając abym wzięła.
-Cóż i tak nie mam nic do stracenia nawet jakby w środku była trutka na szczury.
Podeszłam do blondyna i powoli dostarczałam moim płucom dymu. Dawne uczucie powróciło. Spoglądnęłam na blondyna. Pewnie nowy skoro jeszcze nic o mnie nie wie.
-Znamy się?-spytałam.
-Niee,ale zawołałem cię na skręta, ponieważ zauważyłem,że jesteś jakaś przygnębiona,a wiesz zioło zawsze pomaga.
-Mam depresję-jego wyraz twarzy ze spokojnej zamienił się w super zdziwioną-Aż taki zdziwiony? Daj jeszcze, ostatnie dwa razy i idę.
Wróciłam do domu koło piętnastej trzydzieści,a gdy rodzice mnie zobaczyli od razu przybiegli. Wyglądali na zmęczonych i bardzo przerażonych.
-Dziecko gdzie ty byłaś?-tata się pierwszy odezwał.
-Mama kazała mi zostać w samochodzie i na nią czekać,a sama mówiła,że jedziemy na zakupy. Co to są za zakupy skoro miałam siedzieć PRZED sklepem w SAMOCHODZIE? Stwierdziłam,że się przejdę do domu-wycofałam się z pokoju,bo wiedziałam,że teraz rozpoczną kłótnię. Nie chciałam w tym uczestniczyć,więc poszłam do łazienki opłukać twarz. Słyszałam krzyki mamy i taty, i naprawdę chciałam się wyłączyć. Ślizgałam wzrokiem po pomieszczeniu i mój wzrok począł na uchylonej szafeczce. Nigdy nie była ona otwarta czy uchylona,więc nie wiedziałam co się w niej znajduje,a teraz jest okazja na poznanie tajemnicy. Podchodzę do drzwiczek i otwieram tak abym ujrzała zawartość i ku mojemu zdziwieniu znajdują się tam moje leki. Wzięłam je do ręki i zaczęłam oglądać jak jakiś eksponat i dopiero po chwili uświadomiłam sobie,iż wstrzymuje oddech. Mam okazję. Mam cholernie dobrą okazję-podpowiadał mi mózg-Wiesz co robić. Zrób t o. Nie tracąc czasu na rozmyślania po cichu idę do drzwi łazienki i sprawdzam czy rodzice nie są przypadkiem na górze. Nie mogłabym zamknąć drzwi na klucz, ponieważ żadne pomieszczenie nie ma zamknięcia. Słysząc,że oglądają telewizję cicho otwieram pudełeczko i wysypuję tabletki na mały stolik. Biorę do ust po trzy i przełykam wodą z kranu. Chyba połknęłam ich dwanaście, już nie pamiętam. Po pewnym czasie zaczynam się czuć  otumaniona, przeraźliwe ciepło zaczyna wlewać się pod skórę aż wchodzę pod prysznic nie zdejmując niczego i puszczam lodowatą wodę. Nie potrafię ustać na nogach,a przed oczyma widzę tylko plamy. Chyba się przewróciłam, bo usłyszałam tylko krzyk mamy i czułam jak ktoś mnie bierze na ręce. Cisza. Czy to już koniec?
***
Avril
-Do zobaczenia Lexi-pomachałam w jej stronę. Lexi to moja trenerka,z którą opracowałam ćwiczenia i dietę. Na siłownię chodzę cztery razy w tygodniu robiąc od piątku do niedzieli wolne. Nic tak nie zadowala jak zakwasy po treningu i świadomość,że dało się z siebie wszystko. Każdy z nas powinien mieć hobby i w każdej wolnej chwili poświęcać temu co uwielbiamy robić. Moja zmiana zagościła również w innych aspektach życiowych. Znalazłam pracę jako wieczorna kelnerka w jednej z droższych restauracji. Mój szef wie,że mogę mieć atak paniki (tak skłamałam, ponieważ nie musi wiedzieć prawdy),ale i tak z radością mnie przyjął,a pracownicy ciepło powitali. Panuje tam świetna atmosfera. Całe życie powoli się zmienia na lepsze z czego bardzo się cieszę. Planuję za kilkanaście miesięcy wyjechać i zacząć zwiedzać świat,a nawet i przeprowadzić się do jakiegoś małego miasteczka. W Reno świetnie mi się żyje,ale z tym miejscem wiąże się tyle przykrych wspomnień,że nie mam ochoty mieszkać tu całe życie.
Jestem już pod domem i przed nim widzę nieznajome mi auto. Moje tętno nagle przyspiesza i cicho wchodzę do domu. Nie wołam mamy,ale instynktownie trzymam broń w ręce i zmierzam do salonu. A jeżeli coś stało się mamie? Nie mogę znieść tej myśli,ale jeśli mam się przeciwstawić strachu muszę wejść do salonu. I wchodzę,a dosłownie wbiegam,kamień z serca mi spada,a broń chowam ponownie do torby.
-Jezu Robert, wystraszyłeś mnie! Masz nowy samochód? Mogłeś mi napisać,że wpadniesz z wizytą! Prawie na zawał umarłam-fuknęłam na kuzyna. Służy w policji.
-Ciebie też miło widzieć Avril,tak, zmieniłem samochów i nie, nie mogłem napisać, ponieważ zmieniłem telefon-spojrzał na mnie i zrobił zdumioną minę-Wooow pięknie wyglądasz czarnulko, szkoda,że jestem twoim kuzynem-mrugnął.
-Robercie jesteś dalszym kuzynem-dodała mama,a na widok mojej twarzy zaśmiała się.
Robert Sudov to kuzyn od strony mojej mamy. W dzieciństwie byliśmy ze sobą bardzo zżyci,a charaktery całkowicie odmienne. On był cichy,wyrozumiały,grzeczny,stonowany,a ja porwcza,głośna,zadziorna,wszędzie mnie było za dużo. Każdy mówił,że jesteśmy jak ogień i woda. Dopełnialiśmy się idealnie. Uwielbialiśmy spędzać ze sobą wiele czasu. Straciliśmy kontakt od kiedy poszedł do szkoły średniej. Nie wiadomo z jakich przyczyn. Może oboje zawiniliśmy? Ja przestałam się odzywać i on. Skoro zmieniam swoje życie to i zmienię relacje z Robertem?
***
Nicole
Siedzę przy biurku z laptopem na nogach czytając o Parku do,którego mam dziewczyny zabrać w przyszłym tygodniu. Jest tam naprawdę pięknie oraz bez większego wysiłku można chodzić i zwiedzać. Odpoczną od szarej rzeczywistości i będą mogły zobaczyć zapierające dech w piersiach widoki. Myślałam również nad tym aby zabrać je do innych chorych osób oraz tych, którzy wygrali z chorobą. Może w małym stopniu doświadczą i zrozumieją lepiej,że życie jest piękne i trzeba z niego korzystać w pełni. Nie musimy go nienawidzić, możemy negatywne odczucia zamienić w coś pozytywnego. Mały głos,który podpowiada im aby czegoś nie robili,albo wręcz przeciwnie jest naprawdę nie do zniesienia,ale każda z tych dziewczyn ma utraconą odwagę,którą muszą na nowo odnaleźć w sobie. To nie jest takie proste. Niestety to cholernie trudne. Nie mogą od tak powiedzieć „hej odwago choć, bez ciebie nie zjem całego posiłku albo bez ciebie połknę tabletki czy bez ciebie się potnę”. Odnajdą odwagę małymi kroczkami,ale wielkim krokiem do jej odkrycia jest wiara. Muszą uwierzyć,że mogą i potrafią. Bardzo łatwo jest dać sobie spokój ze wszystkim i się wykańczać, powoli i boleśnie. Rodzina by patrzyła na zmarnowane i chude twarze,oczy nabiegłe krwią,blizny po autoagresji..
Z moich myśli wyrywa mnie wibrujący telefon. Podchodzę do niego, biorę do ręki,a ten o mało nie spada mi na ziemię. Na wyświetlaczu widnieje imię Chris. Narkoman,który prawie się wykończył i chciał na dno posłać i mnie. Z bijącym sercem czekam,aż wyświetlacz zgaśnie razem z jego imieniem. Tak bardzo chcę zapomnieć o wszystkich, którzy ćpali. Nie chcę mieć z nimi wspólnego oraz nie chciałabym aby ktoś mnie kojarzył z tamtą grupką. Ból w oczach rodziców był największą karą jaka mogła mnie spotkać przez mój nałóg. Nie powtórzę tego. Jeżeli Chris chce znowu kogoś zaciągnąć na samo dno to na pewno nie mnie. Telefon dzwoni po raz drugi, Chris najwyraźniej nie daje za wygraną,ale postanawiam wyłączyć telefon i pobiegać. Szybko wkładam legginsy, bluzę, buty, związuje włosy w kitkę,biorę słuchawki ze stolika i niemal wybiegam z domu.
Na dworze jest dość chłodno, wiatr otula moją twarz,a słońce czasami wychodzi przygrzewając na krótkie chwile. Mimo,że słucham muzyki i staram się nie myśleć o przeszłości to mój mózg pracuje na pełnych obrotach i nie daje spokoju. Łapię się na tym,że moje oczy wędrują po ulicy i patrzą czy jakaś twarz nie będzie mi znajoma. Dochodzę do tego, iż jestem przerażona, zestresowana i nie mam co ze sobą zrobić. Po prostu biegnę przed siebie, z dala od telefonu. Jestem już w centrum i mój strach przybiera na sile. A co jeśli Chris mnie znalazł i czegoś chce? Możliwe,że to kwestia czasu zanim mnie odnajdzie. Robi mi się czarno przed oczyma i gwałtownie przystaję opierając się o jakiś sklep. Próbuję aby mój oddech stał się regularny. Patrzę na idących ludzi. Nikt nie zwraca na mnie uwagi,więc stwierdzam,że spacerem wrócę do domu. Na dziś dzień jestem wykończona. Mam ogromną chęć pójścia spać i po powrocie zamierzam tak zrobić.


sobota, 7 października 2017

Rozdział II

Kira

Wieczorem siadam przy biurku. Przed sobą mam zeszyt,w którym piszę jadłospis na następny dzień. Limit kalorii? Teraz 800 kcal. Dużo. Kiedyś? 300 kcal. Malutko. Po prawej stronie mam tablet z licznikiem kalorii.
Śniadanie: kawa bez cukru,mleko 0%,płatki owsiane(300 kcal)
Drugie śniadanie: mandarynka (41kcal)
Obiad: Ziemniaki,zielony groszek (99 kcal)
Kolacja: kasza jaglana, truskawki (260 kcal)
Odkładam zeszyt,godzinna seria ćwiczeń (przysiady,brzuszki,bieg w miejscu). Piję pół szklanki wody i zasypiam.
Wstaję,dopijam resztę wody i robię serię ćwiczeń godzinę może mniej. Schodzę na dół,aby przygotować wcześniej dopasowane śniadanie. Wypijam kawę i siadam przed miseczką owsianki. Z trudem biorę do ręki łyżkę i nabieram jedzenie. Patrzę na nią przez kilka sekund i biorę do buzi. Próbuję uciszyć głos w głowie,który mi mówi „nie jedz tego,będziesz gruba,to jest takie tuczące”. Chwilę trzymam jedzenie w buzi i zaczynam je jeść. W końcu połykam. Następna łyżka. Taka sama reakcja co przed chwilą. Zjadam dziesięć łyżek owsianki i zamiast dokończyć posiłek wypijam trzy szklanki wody,aby oszukać żołądek. Myję naczynia,przebieram się w sportowy strój i ćwiczę,aby spalić niepotrzebne kalorie. Wiecie,że jest o wiele lepiej? Dlatego,że nie trenuję po obiedzie. Kiedyś musiałam po każdym spożywaniu uprawiać aktywność fizyczną.
Opowiadałam wam jak zachorowałam? To zaczęło się latem 2016 roku. Oglądałam dużo pokazów mody gdzie ukazywały się piękne,chude modelki. Uwielbiałam ich nogi oraz kości policzkowe. Smukłe ciało,mocny makijaż. Też chciałam być taka jak one.
Ostatnim razem kiedy byłam zdrowa ważyłam się w lipcu. Przy metr siedemdziesiąt wzrostu ważyłam 50kg było to bardzo niewiele. Byłam wtedy idealna. Nie za chuda i nie za gruba,ale mój mózg zaczął podpowiadać mi inaczej. Każdego dnia odejmowałam od posiłku 1/4 jedzenia przez dwa tygodnie. Moi przyjaciele Lisa i Tom nie zauważyli niczego zanim…zaczęłam zjadać połowę tego, co miałam na talerzu. Kiedy się pytali dlaczego jem tak mało odpowiadałam im dwoma słowami „Kontroluję to”. Myślałam,że kontrolowałam..do czasu. Po półtora miesiąca zaczęłam liczyć kalorie. Spożywałam jako zdrowa osoba 1500 kcal,ale zaczęłam się ograniczać.
Pierwszy miesiąc choroby (początek): 1100 kcal, nadal to kontrolowałam.
Trzeci miesiąc choroby: 800 kcal, przecież to kontrolowałam..
Czwarty miesiąc choroby: 500 kcal
Piąty miesiąc (aż do czerwca 2017 roku): 300 kcal
Spytacie: ale jak to? Jadłaś jabłko,kromkę chleba i popijałaś to herbatą? Szczerze? Było bardzo podobnie. Pokażę wam mój jadłospis (jeden dzień) z dni mojej intensywnej choroby:
Śniadanie: jogurt naturalny 0,1%,banan,kawa bez cukru
Obiad: Zupa krem,jabłko
Kolacja: herbata owocowa,pomidor,ogórek,serek homogenizowany naturalny 0%. Razem 300,5 kcal. Schudłam do 31 kg. Obecnie ważę 36 kg.
Dalibyście rade przeżyć na takich warunkach przez minimum trzy dni? W dodatku nie zapomnijcie o intensywnych ćwiczeniach po posiłkach i zaraz po obudzeniu się. Zadajcie sobie pytanie: Dalibyście radę? Lub: Czy warto dążyć do szkieletowego ideału?

Ja i moja przyjaciółka jesteśmy razem już przez rok. Czuję się jakbym była przywiązana do krzesła wieloma sznurkami nie mogąc się poruszyć,ale tydzień za tygodniem jeden sznureczek puszcza, odwiązuje się i moje ciało zaczyna powoli czuć swobodę, aż w końcu wstanie i ucieknie od sideł mojej kochanej przyjaciółki. Albo..nie wiadomo. Anoreksja zacznie się pogarszać, sznureczków przybędzie, aż przetną mi skórę, żyły i się wykrwawię. Kurczowo trzymam się pierwszej opcji. Chcę czuć się wolna i pójść z przyjaciółmi coś z jeść nie licząc przy tym kalorii.
Mam takie sytuacje gdy znajomi pytają się mnie czy bym gdzieś z nimi nie poszła zjeść. Ogarnia mnie wtedy strach, całe ciało paraliżuje się,nogi uginają się przede mną. Panikuję za każdym razem,ponieważ nie mogłabym obliczyć kalorii, ile bym przytyła. Strach przed nieznanym. Jedno z najgorszych uczuć.
Druga sytuacja kiedy przychodzi do mnie do domu Lisa albo Tom. Komplementują mnie jak dziś pięknie wyglądam, mam idealne ciało. Mimika twarzy ich fałszywe uśmiechy może ukryją ten smutek i ból,ale oczy już nie. Za każdym razem gdy wpatruję się w ich ciemne tęczówki widzę właśnie cierpienie,że są tak blisko mnie,a tak daleko choroby,że nie mogą mi pomóc. Na pewno by chcieli mnie znów ujrzeć uśmiechniętą,wesołą i cieszącą się z życia. To mój cel od września aby stać się taka jaka byłam kiedyś. Nie wszystko zależy od naliczania mi od nowa coraz większych kalorii. Choroba także zagłębia się w głowie. To od mózgu zaczyna się anoreksja. Mały,wredny głosik prosi cię abyś mniej jadła,mówi ci,że jesteś gruba..za gruba aby się komuś spodobać. Powoli głos zanika lecz jeszcze się pojawia dosyć często. Codziennie stoję przed lustrem piętnaście,dwadzieścia minut i patrzę, w których miejscach są fałdki czy jednak jestem idealna.

Anoreksja to ciężka choroba. Nie jest dobrze gdy zachorujesz w wieku dorastania i jeśli choroba ciągnie się i ciągnie. Jestem aktualnie bez perspektyw na życie, oczywiście szkołę mam,ale trzy razy w tygodniu i w dodatku w domu.Jeżeli wychodzę z domu to na grupę wsparcia,do lekarza,szpitala czy dwóch ulubionych kafejek. To moje życie. Jest jeden plus. Wiedza o posiłkach zostanie mi w głowie na zawsze.
Na dzisiaj tyle, jadę do lekarza. Może opowiem wam kiedyś o dr. Amandzie.

***

Nina

Właśnie dokańczam brwi gdy zegarek wybił godzinę ósmą. Dla mnie to zwyczajna godzina w poniedziałek. Pójdę dopiero na drugą lekcję,jeśli oczywiście zdążę. Na stoliku stygnie kawa oraz położona na talerzyku bułka maślana. Ostatnie spojrzenie w lusterku i ubieram czarne jeansy oraz szarą bluzę. Wodzę wzrokiem po pokoju i otwieram moją sekretną szafeczkę. Wyciągam trzy saszetki Tantum rosa,otwieram i mieszam je z sokiem jabłkowym. Czekaja mnie bezsenna noc,brak apetytu,ale za to już czuję to rozluźnienie i oh czyżby różowy jeep przejechał koło mojego domu? Wypijam kawę, biorę kilka gryzów bułki,chowam jeszcze dwie saszetki tussi i na spokojnie wychodzę z domu. Do szkoły mam około trzydziestu minut drogi. Nie mam po co się śpieszyć do ludzi,których nie obchodzę i którzy nie interesują mnie. Dzisiaj i jutro będę musiała przesiedzieć te kilka lekcji udając,że jest wszystko okej. W środę przyjeżdża do mnie Adam.
Kim jest Adam? Sama nie wiem. Na pewno nie jest moim chłopakiem. Jesteśmy w bliskich relacjach,chyba wiecie jak bardzo. Jest po prostu przyjacielem. W końcu dostał wolne na trzy dni,więc uda się do mnie,a ja chce z nim spędzić jak najwięcej czasu. Przywiezie trawkę, z tego również się cieszę,a moja matka nie ma nic do gadania,ponieważ i tak wie,że jeśli Adam przyjeżdża nie zmusi mnie do niczego i po prostu wieczorami wychodzi i wraca nad ranem.
Poznałam go rok temu, w sumie nawet nie pamiętam gdzie i kiedy dokładnie, ponieważ miałam tak dużą fazę,że nic nie wiem co się działo z okresu dwóch czy trzech dni. Był w moim pokoju…
*dzień kiedy tabletki skończyły działać*
Wstałam,otworzyłam oczy i rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Na kanapie leżał jakiś chłopak,dałabym mu dwadzieścia dwa lub trzy lata. Nie wiedziałam kim jest i co tu robi. Podeszłam do niego i obudziłam go.
-Kim jesteś i dlaczego śpisz na mojej kanapie?-spytałam.
-Adam,jestem tutaj,bo mnie przyprowadziłaś..siłą-na to wspomnienie brunet się zaśmiał-Nic nie pamiętasz?-dodał.
-Zaskoczę cię. Nic nie pamiętam i po co cię do mnie przyprowadziłam?-znowu zadałam pytanie.
-Nie wiem, tak dobrze się nam rozmawiało,że zaprosiłaś mnie do mnie,ale wiedziałem,że jesteś nieletnia i bałem się,że twoi rodzice źle zareagują gdy przyprowadzisz do domu dwudziesto dwu latka.
-Na spokojnie mógłbyś się do mnie włamać,moja matka nawet by nie wiedziała,że ktoś tu jest,a ojciec pracuje za granicą-zaśmiałam się-Wpadaj częściej.
*
Od początku go polubiłam. Nie jest taki jak chłopcy z mojej szkoły. Wiele razy słyszałam,że mogliby mnie z chęcią przelecieć gdybym nie była lekomanką. Niestety ja się szanuję i jeśli oddałam ciało jednemu,który szanuje mnie i nie ma żadnej innej na boku to ja też jestem fair w stosunku do niego. Myślicie,że zeszłam na złą drogę i nie rozróżniam niektórych rzeczy- co jest złe,a co dobre? Raczej się zdziwicie ,bo mimo,że mamy dwudziesty pierwszy wiek, to nie puszczam się na prawo i lewo. Nie pokazuję mojego ciała każdemu kto zachce. Nie mówię o każdej z was dziewczyny. Mówię o tych kobietach,które nie umieją szanować swojego ciała i dostęp do niego ma wielu mężczyzn. Nie jesteśmy przecież lalkami. Nikt nie powinien się nami bawić,a następnie rzucić w kąt jak śmiecia. Tak,wiem,że w życiu popełniam wiele błędów i nieprzemyślanych decyzji,jestem uzależniona i leniwa,ale nie znaczy też,że mam być łatwym celem dla mężczyzn. A pierwszy raz? Czekajcie z tym,aby zrobić to z kimś wyjątkowym,nie z kolegą,albo na imprezie. Przyjemnie wam pokazywać ciało kilku mężczyznom?
Wracając. Mimo,że Adam nie jest moim chłopakiem to jest kimś wyjątkowym i długo nim pozostanie, jak ja dla niego również.. Dzwonek na przerwę. Idę do łazienki zażyć saszetkę tussi,a potem czeka mnie matematyka.
Czuję ten przypływ energii,większą siłę. Mogłabym uderzyć teraz Travisa-największego osiłka w szkole,ale wolę nie ryzykować, bo nawet dziewczynę może uderzyć,więc w przypływie emocji tylko wychodzę po papierosa do sklepu aby kupić go na sztukę i wracam pod szkołę by zapalić. Nauczyciele nic mi nie powiedzą. Umywają od tego ręce,ponieważ gdy mnie zobaczy dyrektorka to wezwie tylko matkę. One też by mogły,ale mnie się boją. Jeszcze nie zastraszyłam tak dyrektorki tak żeby mnie się również bała. Jejku mogłabym zrobić sto popmek,albo przebiec się w maratonie. Za niedługo działanie ustąpi i niestety przeliczyłam się. Drugiej saszetki nie wezmę gdyż od piętnastej jestem w domu do końca dnia.
Dzwonek na matematykę. Zajmuję miejsce tam gdzie zawsze, czyli w ostatniej ławce od okna. Siedzę sama nikt mi nie przeszkadza. Mam święty spokój. Tylko wytrzymać w tej budzie jeszcze jeden dzień..Odezwę się gdy Adam przyjedzie.
***
Lorna
-Mamooo!-krzyknęłam z dołu-Idę wymiotować,zwolnij mi łazienkę dokończysz makijaż w swoim pokoju!
Wbiegłam po schodkach najszybciej jak mogłam i tylko kątem oka widziałam jak matka ustępuje mi miejsca. Od razu usunęłam wszystko z żołądka co miałam. Dzisiaj był ten magiczny dzień. Uczta.
Byłam w pracy i od rana coś ciągnęło mnie do jedzenie. Nie normalnego jak klasyczny obiad. Słodkie,słone,kwaśne. Wszystko co mi przyszło do głowy. Czekałam z niecierpliwością do godziny czwartej i dosłownie wybiegłam z budynku aby udać się na wielkie zakupy. Kupiłam żelki,czekoladki,cukierki,bułki słodkie,paluszki,chipsy,ciastka,batony,lizaki,a gdy wróciłam do domu zamówiłam jeszcze pizzę. Usiadłam w moim pokoju i z płaczem zaczęłam jeść wszystko po kolei. Chłonęłam garściami wszystko co kupiłam. Mam obrzydzenie do siebie,że nie potrafię zapanować nad sobą. Wołam o pomoc lekarzy,ale jak już wspominałam, większość nie wie gdzie zalęgła się prawdziwa choroba, nie przez kogo chorujemy,ale dlaczego.
Teraz od trzech lat mam obsesję na punkcie jedzenia,wymuszania wymiotów po posiłkach tym bardziej po uczcie. Jem jak zwykły człowiek,ale wymiotuję,chociaż w tym miesiącu jakoś mniej. Moja matka wie o chorobie od roku tak samo jak mój brat. Czasami kłóci się ze mną i to bardzo gdy słyszy jak płaczę po nocach. Próbuje mi pomóc, wmówić mi,że będzie dobrze,nic się nie stanie kiedy mój posiłek zostanie w żołądku. Rozmawia tak ze mną od około trzech miesięcy,pokazuje różne filmiki,dokumenty telewizyjne. Możliwe,że pomaga,ponieważ mój lekarz na pewno nie.
Zwymiotowałam,spłukałam wodę,zamknęłam klapę od toalety i jeszcze siedziałam. Nagle usłyszałam płacz..Igora. zamknął drzwi i siedział koło wanny. Widziałam jak płyną mu łzy,jak trzęsą mu się ramiona. Miałam siebie dość,tej choroby oraz świata. Ujrzałam jak brat wyciąga żyletkę. Zamarłam.
-Igor co ty wyprawiasz?-podeszłam do niego. Nie wyrwałabym mu i tak tego z ręki,więc muszę działać rozmawiając z nim.
Popatrzył na mnie tymi szklistymi i smutnymi oczyma.
-Nie mam już siły na to. Od trzech lat chorujesz. Od roku wiem,że masz bulimię i nikt nie potrafi ci pomóc,a jak słyszę twój płacz nocami mam ochotę się zabić,bo jednak jestem tak blisko ciebie,a tak blisko twojej choroby-zapłakał jeszcze bardziej-po prostu zniknę z tego świata i może wtedy zrozumiesz,że warto sobie pomóc.
-Hej-usiadłam koło niego, położyłam policzek na jego ramieniu-Nie wszystko jest takie proste. Jeżeli chcesz możesz znaleźć mi dobrego psychiatrę. Mogę zrobić wszystko, tylko proszę, wyrzuć żyletkę.
Nie mam pojęcia czy to pomoże i czy ja będę potrafiła iść, i powiedzieć obcej osobie wszystko o sobie..
-Lorna jak mam tobie zaufać?-patrzył wzrokiem w dal jakby był tylko obecny ciałem,już podwinął rękawy.
-Igor proszę. Zaprowadzisz mnie do psychiatry. Będziesz siedział koło mnie,słuchał wszystkiego o czym mu mówię,a co tobie nie jestem zdolna powiedzieć. Wyjdę z bulimii. Zaufaj mi,odłóż to i daj mi ostatnią szansę-ja też już nie dałam rady powstrzymywać łez.
Nie odzywał się przez dobre trzydzieści sekund,aż w końcu rzucił żyletkę w kąt. Od razu go przytuliłam najmocniej jak tylko potrafiłam. Uświadomił mi,jak bardzo niszczę moich bliskich trwając w chorobie. Nie tylko ja cierpię,ale i Igor,matka,moi znajomi.
Pierwszą wizytę mam za dwa dni. Obiecałam mu,że udam się wraz z nim do dr.Redsona. Trzymajcie za mnie kciuki.
***
Emma
Gorąca czekolada i rogalik już leżą na stoliku,tylko się podnoszę aby dosięgnąć obu rzeczy i opieram się na poduchach. W ciszy zjadam śniadanie. Znowu się kładę i naprawdę ciężko mi nawet oddychać. Nie mogę sama zadecydować o życiu czy dalej będzie trwało czy je zakończę nawet teraz. Jakby złodzieje przyszli ukraść coś z domu to moja rodzina nie miałaby jak się bronić,ponieważ ostre narzędzia są pochowane w różnych miejscach na kluczyk i nie mieliby czasu otworzyć skrytek. Cóż ja mogłabym iść pierwsza na odstrzał.
Moi rodzice nie szanują moich decyzji. Zawsze za mnie je podejmują. Patrzę na zegarek na ścianie i liczę sekundy,minuty,godziny..dalej żyję na tym świecie nie potrzebna nikomu. Zabawne, nie osiągnęłam nic w życiu,a nawet je zniszczyłam,więc dlaczego rodzina chce mnie utrzymać żywą? Wmawiają mi,że mam dla kogo żyć. Nie mam. Depresja nie jest łatwa. Jest okrutna,zabiera każdą energię z życia, wysysa z ciebie szczęście i spokój.
Patrzę na lewą rękę, gdzie jest tatuaż. Jeśli się przyjrzę to widzę wiele blizn. Na początku bolało,gdy przykładałam nożyczki,nóż czy żyletkę do skóry, jednakże człowiek po pewnym czasie się przyzwyczaja..nawet do bólu. Nawet nie wiem czy nie jest to uzależnienie. Tak jak lekomanka od różnych tabletek, ćpunka od prochów,tak ja od bólu.
Matka przychodzi koło jedenastej do pokoju z tabletkami antydepresyjnymi. Zażywam je od trzech miesięcy. Rokowania psychiatry oznajmiły mi,że nie odstąpię leków jeszcze przez dobre trzy miesiące,aż zobaczy,że mogę od nich odstąpić i przejść na wyższy poziom kuracji. Biorę leki już od pięciu miesięcy,ponieważ moja matka i specjalista odkryli to,iż nie biorę zalecanych tabletek. Teraz za każdym razem otwieram usta i za każdym razem matka dokładnie patrzy czy połknęłam wszystkie. Na początku po tym czułam suchość w ustach,albo miałam zaparcia, lecz po dłuższym spożywaniu osłabły skutki uboczne.
Czytam teraz wiele książek,a matka nie zabrania mi ich kupować..znaczy ja jej pisze na kartce jakie chce,a ona jedzie do sklepu je kupić. Aktualnie czytam „Gwiazd naszych wina” autor J. Green. Pierwszy raz o takiej tematyce czytam. Mam wiele fantastycznych,kryminalnych książek,ale teraz pomyślałam,że przeczytam o całkowicie innej tematyce niż dotychczas. Urocza Hazel oraz przystojny Augustus. Oglądałam kiedyś film,więc łatwiej mi „widzieć” bohaterów. Książki są moim drugim światem..odskocznią od depresji. Zapominam o moim świecie,a wkraczam do całkiem innej rzeczywistości. Do tej lepszej..
Już po piętnastej. Przespałam znowu w dzień dwie godziny. Tym razem matka każe mi na obiad zejść na dół i zjeść w gronie rodziny. Mówię każdemu domownikowi ciche „dzień dobry”. Biorę widelec do ręki tak jakbym nie miała siły. Wiecie,że je się widelcem i nożem? Otóż ja każde danie jeżeli wymaga krojenia mam przygotowane przez rodzicielkę. Nawet tępego noża nie dałaby mi do ręki. Kończąc danie oznajmując wszystkim w kuchni,iż wychodzę z kocem oraz książką na naszą huśtawkę.
Idę tylnymi drzwiami na nasz duży ogród. Jest na nim pełno kwiatów,małych drzewek agrestowych i porzeczkowych,wielka jabłoń,wiśnia oraz czereśnia,są tuje, niewielka grządka z warzywami. Przysiadam na dużej huśtawce szczelnie owijając się w ciepły koc,po chwili przybiega do mnie mój biały kot Tom,więc mam dodatkowy ogrzewacz. Słyszę tylko błogą ciszę czasem tylko mruczenie Toma. Tak wciągnęłam się w czytanie książki,że nie zauważyłam kiedy matka przysiadła się czekając aż oderwę wzrok od kartek. Przyniosła mi znów tabletki wraz z kubkiem gorącej herbaty. Połykam,sprawdza buzię i idzie. Czytam przez ponad dwie godziny jednakże po osiemnastej zrobiło się naprawdę chłodno,więc biorę kota i siadam na fotelu w moim pokoju kontynuując książkę. Chyba widać,że po lekach jestem bardziej „ogarnięta”?. Do zobaczenia. Już za kilka dni grupa.
***
Avril
Patrzę w moje duże lustro już dobre dwadzieścia minut i zastanawiam się do zmienić  w moim wyglądzie. Raz po raz podwijam bluzkę,patrzę na brzuch,pośladki,twarz,włosy..hm..a może by włosy? Ściąć? Zafarbować? Albo to i to?. Skoro jestem blondynką przefarbuję się na..czarno,a włosy zetnę tak,aby z 4-5cm na tej głowie było. Tak! To będzie diametralna zmiana! Nie do poznania! Siadam przy mniejszym lusterku i biorę się za makijaż. Po dwudziestu minutach upiększania się zakładam na siebie szare rurki i biała bluzę. Zaczesuję włosy do tyłu,biorę torbę(w niej oczywiście broń),kilka niezbędnych rzeczy i wychodzę. Idę do najlepszego fryzjera w Reno. Nie mało zapłacę,ale wiem,że moje włosy w rękach Keri wyjdą potem nieziemsko. Wchodzę do pomieszczenia,a niebiesko włosa wita mnie z uśmiechem. Mówię jej jaką chcę fryzurę,a ona z radością bierze się za pracę. Po półtorej godzinie wychodzę odmieniona. Bardzo krótkie czarne włosy. Po drodze jeszcze udaję się do sklepu spożywczego po kilka warzyw. Naprawdę czuję się wspaniale. Chyba pierwszy raz od..porwania. Jakbym zaczynała nową drogę. Przychodzę do domu,a moja matka wpada w..osłupienie. Patrzy na mnie jak nie na swoją córkę. Dopiero po chwili wydusiła coś z siebie.
-Avril kochanie wyglądasz..inaczej. Lepiej-uśmiechnęła się do mnie.
-Mamo przestań, wiem,że jesteś bardzo zdziwiona i aby mnie nie urazić mówisz coś pozytywnego-zaśmiałam się.
-Nie, nie, nie. Wyglądasz pięknie. Jak zawsze. Teraz tylko jakbyś była śliczną..chłopczycą.
-Oh przestań tak..-nie dokończyłam. Zobaczyłam przed sobą jednego z porywaczy jak idzie w moją stronę i zadaje bolesny cios w brzuch. Zwijam się w kłębek i nie mogę wydusić z siebie nawet jęku. Widzę przed sobą tylko mężczyznę jak odchodzi i zamyka drzwi na klucz,a potem..ciemność. Dopiero po chwili słyszę moją matkę krzyczącą moje imię. Leżałam na podłodze w domu. W bezpiecznym miejscu. Wszystko przechodzi. Powoli wstaję,siadam na krześle,a rodzicielka przynosi mi szklankę wody. Siada koło mnie i głaszcze po policzku. Widzę jak powstrzymuje łzy. Nie mogę znieść jej bólu. Tak bardzo jej wspołczuję,że musi mi pomagać w traumie. Mam ochotę zamordować każdego z szajki,ponieważ więzienie to zbyt lekka kara.
Piję powoli wodę przeglądając telefon,a mama kręci się w kuchni przygotowując obiad. Dzisiaj zrobi moje ulubione danie-naleśniki z bananem i nutellą. Stwierdziłam,że poczekam już na dole na obiad. Po niedługim czasie dostałam dwa duże naleśniki z kawą. Mogłabym tak jeść codziennie gdyby nie to,że wszystkie kalorie odkładają się w ciele tam gdzie nie trzeba. Chyba każda kobieta ma jedno podstawowe marzenie: jeść i nie tyć. To byłoby piękne..zbyt piękne aby się spełniło. Cóż takie trudne życie dziewczyn.
Myślę nad chodzeniem na siłownię. Podczas ostatniej rozmowy z terapeutą zalecił mi,abym wyszła do większej liczby osób. Zaproponowałam mu wtedy siłownie,a on chętnie się zgodził. Jutro wykupię miesięczny karnet. Może uda mi się po wielu ćwiczeniach osiągnąć „sześciopak”.  Taki codzienny wycisk z rana dobrze by mi zrobił,ale troszeczkę się boję,że napad tego paraliżującego strachu.. w sumie co mi tam. Skoro zrobiłam tak dużą zmianę w wyglądzie to czas wyjść również do ludzi na dłuższą chwilę. Napiszę wam sprawozdanie jak było w pierwszych dniach na siłowni już za kilka dni.
***
Nicole
To będzie produktywny dzień. Jadę do fundacji na spotkanie z dzieciakami. Mam im opowiedzieć o mojej chorobie. Cieszę się,że mogę pomagać, ostrzec kogoś innego przed błędami jakie ja popełniłam. Zebranie młodzieży pt. „Biały śnieg w nozdrzach nie jest cool” organizowany jest na dużą skalę. Podobno ok. dwieście pięćdziesiąt podopiecznych wraz z ich opiekunami zasiądzie na dużej sali słuchając mojej historii. Już dwa razy brałam udział w podobnych spotkaniach. Jedno z piękniejszych uczuć gdy widzisz ludzi wzruszający się na widok twojej historii. Wiele dzieci po spotkaniu do mnie przychodzi i rozmawiam z nimi przez nawet godzinę. Sama również organizuję wiele spotkań,ale na mniejszą skalę- od pięćdziesięciu do stu osób. Od roku już zajmuję się takimi „zlotami”. Jeżdżę również do uzależnionych i pomagam pielęgniarkom, nawet wpadam do mojego dawnego oddziału. Przez dłuższą chwilę to tam był mój dom. Wiele twarzy,które widziałam na co dzień dalej tam są..niestety z uzależnieniem wygrać jest nie łatwo. Innym przychodzi uzdrowienie szybciej,a niektórym zajmuje to wiele czasu i wysiłku.
Ubrana w długą, brązową i zwiewną sukienkę wkraczam do sali pełnej osób. Po kliku schodkach wchodzę na podwyższenie aby inni mnie lepiej widzieli. Mikrofon już trzymam,ale podaję go jeszcze na chwilę Suzan,aby mnie przedstawiła. Słyszę i widzę wiele oklasków lecz od razu proszę o ciszę. Zaczynam od początku. Opowiadam im moją „przygodę” z kokainą. Nie będę wam opowiadać od początku,ponieważ wiecie jak to było.
Spotkanie trwało ponad godzinę. Po skończeniu usłyszałam znowu(tym razem) głośniejsze oklaski,widziałam wiele osób jak się wzruszyło. Czuję tą radość,a za razem błogość. Schodzę ze sceny i kilkanaście osób przyszło do mnie jeszcze porozmawiać. Dostałam wiele prezentów,lecz nie to się przecież liczy.

Wracając do domu myślałam nad grupą wsparcia. Wpadłam na genialny pomysł..zabiorę ich ze sobą na wycieczkę może jeśli mi się uda dwudniową. Oczywiście prócz Emmy i Kiry. Nie jest jeszcze na tyle zdrowa. Myślałam nad Parkiem Yosemite,ale najpierw opowiem im o swoim uzależnieniu. Niech poczują, że byłam kiedyś taka jak one..

poniedziałek, 25 września 2017

Rozdział I

Kira
-Nie mamo! Nie chcę znowu jechać na grupę wsparcia. Jest.Mi.Nie.Potrzebna-ostatnie słowa nieco podkreśliłam aby rodzicielka mi zaufała.
-Zażyłaś lek?-spytała.
-Tak. Czy dlatego,że grzecznie połknęłam tabletki mogę nie jechać na grupę wsparcia?-próbowałam jak tylko mogłam.
-Oczywiście,że pojedziesz Kira. Wsiadaj do samochodu-rozkazała matka.
Nie ma co się kłócić z mamą, która jest przewrażliwiona na punkcie swojego dziecka. Ja przecież jem codziennie. Mam doskonałą figurę. Nie chcę być znowu gruba,ale przez to codzienne jedzenie przytyję i znów nie będę idealna…a ta grupa wsparcia? To dno. Czyste dno. Spotykam się z czterema osobami i każda z nich ma inną chorobę. Nikt nikogo nie rozbawia poza Niną, więc ja albo ona zawsze coś powiemy, ale cóż…Emma dosłownie NIGDY się nie uśmiecha. Ma depresję. Zawsze głowę ma pochyloną w dół.Wygląda to naprawdę strasznie. Jak pamiętam z trzy lub cztery miesiące temu spytałam się jej czemu się nie uśmiecha? Jej rodzice umarli?. Dopiero wtedy uniosła głowę i odpowiedziała: Kiro przytyłaś? Oh widzę lekkie fałdki na brzuchu. Nie ładnie się tak obżerać. Po tym incydencie przez dwa tygodnie dostawałam jedzenie dożylnie. Codziennie patrzyłam na swoje odbicie w lusterku..szczególnie dużo razy patrzyłam na swój brzuch. Z każdym dniem myślałam,że mój brzuch staje się coraz grubszy i grubszy,a ja nic nie mogłam zrobić, ponieważ dostawałam to cholerne jedzenie. Każdego parszywego dnia. To był jeden z cięższych okresów. Powoli,ale naprawdę powoli wyleczam się z anoreksji. Lekarze są dobrej myśli.  
Wiecie co jest jeszcze bardziej zabawniejsze od grupy wsparcia? Moja kochana matka. Dam sobie rękę uciąć..nie,nie rękę żartowałam..wszystkie fałdki iż chodzi ona niemalże codziennie do kościoła modlić  się o moje wyzdrowienie. Bóg chyba nie jest mną i nie wyleczy się z anoreksji czyż nie? To ja mam pokonać tą chorobę.
Okej, jesteśmy już przed budynkiem grupy wsparcia. Jest to mały,szary budynek znajdujący się niedaleko kina. W pomieszczeniu znajduje się siedem krzeseł. Wiecie..na wypadek gdyby nowa osoba przyszła na ten cyrk. Ściany mają kremowy kolor,jeden stolik przy ścianie z wodą oraz cukierkami,kilka kwiatów,czerwony duży dywan,mała szafka na nasze rysunki. Oh zapomniałabym o naszej cuuudownej pani doktor Nicole. Wszyscy mówimy do niej po imieniu, ponieważ tak sobie zażyczyła. Założę się ,że ma koło trzydziestu lat,ale wracając do grupy wsparcia i ich ludzi. Jest tu naprawdę świetna lekomanka Nina,już wam o niej wspominałam. Kiedy jest pod nadużyciem leków na grupie jest naprawdę zabawnie. Oczywiście ma lekarzy, ale chyba rozumiecie jak jest z lekomankami. Zawsze jakieś tabletki sobie załatwią, połknął i świat jest dla nich piękniejszy. Opowiadała nam,że kilkanaście razy była na płukaniu żołądka. Ja oczywiście zrozumiałam pukaniu i od razu zaczęłam się śmiać. Nie wiem jakim cudem moje mięśnie brzucha to wytrzymały hm..a może ich nie mam i dlatego mogę śmiać się do woli? No ale,spotkanie kabareciarzy się spotyka. Nicole wita nas mówiąc: Ten dzień jest lepszy od poprzedniego ponieważ..i każdy mówi dlaczego,jaki mały kroczek do normalności zrobił. Ja na przykład mówię,że zjadłam o ¼ więcej warzywa(przykład) niż wczoraj, ale nie zawsze tak mówię, ponieważ moja waga nie może w ciągu tygodnia podwyższyć się o 1-1,5kg bo to za dużo. Śmieszą mnie wyznania lekomanki. Mówi: połknęłam o połowę mniej tabletki niż wczoraj. Zawsze się przy tym uśmiecham, a każdy dosłownie każdy karci mnie wzrokiem..dla nich to nie jest śmieszne. To jest życiowy sukces. Każdy wie,że Nina prawie zawsze kłamie co do leków,a jednak udają iż to śmiertelnie poważna sprawa. Spotkanie trwa półtorej godziny. Różne rzeczy dzieją się za drzwiami tego małego szarego budynku. Kiedyś wam opowiem o wszystkim co tam robimy. Grupa kończy się słowami Nicole: pobłogosław Panie tych ludzi. Chcą wyjść z choroby, są zdeterminowani,pełni silnej woli, czasami jednak mają cięższe dni,a może nawet tygodnie wtedy Panie daj im tej siły,którą po drodze zgubili. I każdy wychodzi jak najszybciej.
Moja mama już czeka na mnie na parkingu. Co tydzień mam wizytę lekarza. Dzisiaj wypada ten nieszczęśliwy dzień..
***
Nina
W głowie mam jedną myśl: tabletki. Nie ważne jakie tabletki, duże czy małe,różowe czy białe. Ważne,że są.  Mieszkamy w małym miasteczku Reno i od kilku miesięcy po tabletki muszę jeździć do innych miast, ponieważ wszyscy aptekarze mnie znają..a tutaj nie ma żadnych dilerów. Czasami mam taką chęć sięgnąć po kilkanaście tabletek,a trzy razy w domu jestem już od piętnastej i nigdzie nie wychodzę,a resztę dni od osiemnastej. Cztery razy w tygodniu mogę się odurzyć. Nie mówiłam nikomu tego,ale mam przez leki problemy z sercem. Nie wiadomo kiedy umrę,a moja matka? Moja matka nie zauważa,że jestem pobudzona albo zbyt ospała. Mam odpowiednią opiekę,ale dużo też zależy od niej. W sumie..mi to odpowiada. Do szkoły chodzę, czasami nie przychodząc na pierwszą czy dwie ostatnie lekcje. Każdy w szkole wie o moim uzależnieniu i patrzy na mnie jakbym miała trąd na ciele,a przeciez większość z nich pije i pali, więc czemu uczniowie, którzy tego nie robią nie patrzą na nich tak samo? Mało mnie obchodzi ich zdanie tylko po prostu drażnią mnie ich spojrzenia.
Opowiem wam jak zaczęła się moja lekomania, bo jestem tego pewna w stu procentach, że jesteście ciekawi. Może od początku zaczniemy naszą znajomość? Mam na imię Nina Chase. Osiemnaście lat,długie szare włosy,metr siedemdziesiąt wzrostu,niebieskie oczy. Moja historia z lekami zaczęła się gdy miałam czternaście lat. Jak to się stało? Spytacie. Jak taka niewinna młoda dziewczyna mogła się uzależnić? A jednak stało się. Ta mała,zgrabna młoda dziewczynka wpadła w uzależnienie. Miałam w gimnazjum wielu znajomych,ale moją paczkę stanowili nie ludzie z gimnazjum,a starsi chłopcy(siedemnaście czy osiemnaście lat) wraz z moją(już byłą)przyjaciółką Nadią często się spotykałyśmy z nimi. Było nas siedmiu razem czy ośmiu już nie pamiętam. Oni co jakiś czas brali jakieś tabletki i dziwnie się po nich zachowywali. Któregoś dnia moja ciekawość była zbyt silna i spytałam się:
-Co to są za tabletki?                                                              
-Kodeina,nic się nie dzieje ze zdrowiem tylko po prostu jest smaczna. Jeśli chcesz mogę ci dać. Spróbujesz-odpowiedział jeden z naszej paczki.
Ostrożnie wzięłam od niego tabletkę i..połknęłam. To było cudowne uczucie. Zakochałam się w nim,dosłownie.
I tak co jakiś czas brałam jedną tabletkę,potem już częściej dwie lub trzy,aż w końcu kiedy się dało brałam ile chciałam i tak kilkanaście razy wylądowałam w szpitalu na płukaniu żołądka. Byłam na odwyku pół roku,ale to nic nie pomogło. Znowu wróciłam do kodeiny. Z czasem kiedy już mi aptekarze nie sprzedawali kodeiny kupowałam na Internecie albo inny lek np. tramadol. Znowu odwyk. Znowu leki. I tak w kółko było od trzech lat,aż w końcu moja matka znalazła mi lekarza,który codziennie do mnie przyjeżdża. Zagroził mi,że pojadę na dwuletni odwyk i nie wypuszczą mnie nawet po roku kiedy będę całkowicie zdrowa. Dlatego muszę sobie radzić jak mogę zażywając jakieś tabletki. Ach prawie bym zapomniała. Chodzę na grupę wsparcia. To jest jak mały cyrk. Każdy kto tam chodzi tak samo zdefiniuje grupę wsparcia. Chodzi tam anorektyczka chyba Kira,ale widać,że nabiera masy,więc jest dobrze,a poza tym jest śmieszna i czasami pośmiejemy się z innych. Dalej,dalej kto jeszcze jest..Emma! Ma depresję. Gdybym mogła i miała kodeinę na pewno bym jej kazała spożyć z pięć tabletek aby poczuła ulgę. Bardzo źle wygląda. Krótkie czarne włosy,nie wysoka,cały czas chodzi zgarbiona,głowa opuszczona w dół,ubiera się w ciemne kolory. Taka chodząca i żywa śmierć. Jeżeli nie widzieliście kogoś kto ma depresję to lepiej abyście się cieszyli. Takie osoby jakby zabierają cały dobry nastrój z pomieszczenia w którym się znajdują. Ha,no i jest bulimiczka. Włoszka o imieniu Lorna. Opowiadała nam kiedyś na grupie,że ćwiczyła bez przerwy cztery godziny. Wiecie..bulimia jest też związana z nadmiernymi ćwiczeniami fizycznymi. To co powiemy nie wychodzi na zewnątrz. Zostaje to między nami. Przez ten czas śmiesznej grupy wsparcia wymyślam i przypasowuje do ludzi zwierzęta. Jak już skończę śmieję się do woli. Oh zapomniałabym o naszej kochanej Nicole. To był sarkazm. Szczerze mam jej dość. Na dzisiaj koniec. Dobranoc. Tabletki z wami.
***
Lorna
Jako czysta donna Italiana pochwalę się,że mimo iż wyjechałam z Włoch w wieku dziewięciu lat to jednak pamiętam język,a w moim domu rozmawiamy codziennie po włosku,więc trudno go zapomnieć. Włoszki są zmienne,nie są tak jak np. Polki,które czują to ciepło rodzinne czy macierzyństwo. Lubimy być wolne i bez zobowiązań. Jednak chyba nie o tym chcecie słuchać czyż nie? Opowiem wam o cudownej grupie wsparcia. Każdy twierdzi,że przychodzimy wszyscy z przymusu,a ja nikomu nie mówiłam,że lubię tam przychodzić.  Jakby tam się zatrzymuje czas. Jesteśmy chorzy,nikt zdrowy prócz Nicole,ale ja tu mówię o nas,młodych. Mamy nie więcej niż dziewiętnaście lat i nie mniej niż siedemnaście. Jesteśmy dojrzałymi kobietami,które wiedzą czego chcą od życia. I co jestem dobra w kłamaniu? Oczywiście,że tak! Lubię tu przychodzić,ale nie wiemy czego chcemy od życia prócz tego,że chcemy wyzdrowieć. No może super lekomanka Nina nie chce,ale to tylko wyjątek. Spotykamy się dwa razy w tygodniu. Tylko w weekendy,ponieważ Nicole ma pracę,my szkołę i niektórzy sami zarabiają(ja i lekomanka). Nie wiem co chcecie wiedzieć o tej grupie wsparcia,ale opowiem wam jedna anegdotkę. Pewnego niedzielnego dnia po kościele była grupa wsparcia. Każda z nas miała spódniczki bez Emmy. Cała na czarno,czarne jeansy oraz bluza. Nie był to strój kościelny,ale pewnie w tym czasie mało ją to obchodziło. Nicole kazała nam przedstawić swoje uczucia jakie tłumimy w środku. Każdy coś powiedział i nadeszła kolej na Emmę.
-Ciemność,czarne serce,śmierć,kolce,szkło,ostre narzędzia-powiedziała Emma.
Przestraszyłam się jej jak cholera. Myślałam,że ludzie,którzy mają depresję są zawsze smutni i odczuwają pustkę,samookaleczają,widzą świat w szarych barwach,wstają i żałują iż jeszcze nie umarli. Nikt z nas nie wie dlaczego Emma ma depresję,tylko Nicole wie.
Hm wiecie,że bulimia to rodzaj uzależnienia? Już anorektyczki mają lepiej. My jak zjemy posiłek możemy to wszystko zwrócić i nie boimy się,że przytyjemy,ale tak jest za każdym razem. Nie możemy powiedzieć ‘stop dzisiaj jedzenie pozostanie w żołądku’. Nie, tak się nie dzieje. Lekarze próbują nam pomóc,ale wiecie jak? Tak,że pytają się czy mamy jakieś traumy z dzieciństwa,czy ktoś robił podobnie jak my. Jeżeli odnajdą powód bulimii to oni są dumni,ponieważ wiedzą dlaczego. Dla nich to jakby koniec choroby,ale tak właśnie nie jest.
 Pierwszy raz zwróciłam jedzenie mając czternaście lat. Stwierdziłam,że zjadłam za dużo i poszłam do toalety zwymiotować. Była to pora obiadu,więc kolację też zwróciłam. No i tak już za każdym razem. Utrzymywałam,tą samą wagę,czasami były lekkie wahania i tyle. Nie byłam bardzo chuda jak anorektyczki po prostu byłam chuda. Mam siedemnaście lat i choruję na bulimię od piętnastego roku życia. Nie mam ojca i z tego powodu bardzo się cieszę,gdyż on nie jest mi w niczym potrzebny. Przysyła nam pieniądze co miesiąc,nie interesuje się jakie mam oceny w szkole,czy coś mi dolega. Po prostu istnieje dla mnie pod imieniem i nazwiskiem. Mam za to super brata Igora o rok starszego ode mnie. To on pierwszy zobaczył jak wymiotuję. Przeraził się jak cholera, od razu pomyślał,że mogę być w ciąży. Uspokoiłam go,mówiąc,że to jest tylko zatrucie. Nie do końca mi ufał,ale dał mi spokój, ponieważ wie iż ze mną nie wygra.
 Oh pora kolacji..czas zrobić ucztę i zwymiotować.
***
Emma
Nienawidzę opowiadać o sobie,wstawać rano z łóżka,dostawać kilka wiadomości „czy wyjdę na dwór,jak mi minął dzień”,patrzeć na ludzi jak dobrze radzą sobie w życiu prywatnym i zawodowym. Nie mam po co wstawać. Chcę tylko leżeć w łóżku..albo i nie. Pragnę zamknąć oczy i już nigdy ich nie otworzyć, wziąć tą głupią żyletkę i podciąć żyły,aby jak najszybciej trafić do piekła, bo i tak prędzej czy później tam trafię. Nie byłam tą grzeczną dziewczynką,zawsze schludnie ubraną. Nie byłam tą dziewczynką,której matka może pochwalić się przed jej znajomymi. Byłam..prawdziwym złem wcielonym. Nie wierzyłam i dalej nie wierzę w Boga mimo,że moja rodzina jest wierząca. Chodziłam do łóżka z wieloma mężczyznami,zostałam pozbawiona uczuć. Nie potrafiłam nikogo pokochać. Piłam i paliłam. Wyśmiewałam większość moich znajomych. Wytatuowałam na lewej ręce dużą kolczastą różę. W szkole miałam same dopuszczające,nauczyciele nie zwracali się do mnie. Jakbym nie istniała. Któregoś dnia dostałam na facebooku wiadomość. To było nagranie, na którym jeden z moich kolegów rozbierał mnie i wiecie co się dalej działo. Wtedy byłam kompletnie pijana. Nic nie pamiętałam. Nie tylko do mnie to nagranie wysłał,lecz prawie każdy znajomy widział. Napisał mi,iż „Moja zemsta została zakończona pomyślnie. Mogłaś jednak tamtego pamiętnego dnia się ze mną przespać”. W tamtym momencie całe życie mi się zawaliło. Chciałam uciec,zniknąć z tego miasteczka,zapaść się pod ziemię tak aby każdy o mnie zapomniał. Niestety. Codziennie musiałam wstawać do szkoły,malować się,ubierać,jeść. Myślałam,że to nagranie szybko pójdzie w niepamięć,jednakże z każdym dniem było coraz gorzej,a ja powoli zaczęłam zamykać się w sobie,nie wychodzić na dwór,zaczęłam samookaleczanie. Najpierw jedna kreska,potem dwie,dziesięć i tyle ile się dało. Moja matka dziwiła się,że do domu nie wracałam pijana i bez zapachu papierosów. Chodziłam tylko w czarnych jeansach i ciemnych bluzach, nie dbałam o wygląd. Pewnego dnia,kiedy już każdy ze szkoły nazywał mnie szmatą,popychał,śmiał się i obgadywał na głos wróciłam do domu. Poszłam do kuchni(moja matka była akurat w pokoju obok) wzięłam ostry nóż i podcięłam żyły na lewej ręce. Niestety pech chciał,że narzędzie spadło na podłogę i wystraszyło matkę,która w pośpiechu przyszła do kuchni. Wtedy zobaczyła mnie..siedzącą,uśmiechniętą i patrzącą na krew. Od razu przeszła do działania,karetka przyjechała i mnie..odratowano. Załamałam się na dobre. Chciałam umrzeć. Byłam szczęśliwa,że położę się spać na zawsze,ale wszystko musiała zniszczyć moja rodzicielka.
W szpitalu byłam kilka dni albo tygodni ,nie pamiętam. Następnie wróciłam na dwa dni do domu i wysłano mnie do szpitala psychiatrycznego. Niby tam każdy wyzdrowieje tak? Już na zawsze stanie się szczęśliwym człowiekiem? Miałam wtedy siedemnaście lat. Po roku wróciłam do domu. Niby zdrowa. Jednakże gdy zobaczyli mnie dawni koledzy zaczęło się znowu to samo,a ja popadłam w jeszcze większą depresję. Rodzicielka od razu to zauważyła. Od tego czasu jestem pod nadzorem psychiatry. Już trzy lata męczę się w swoim ciele. Chce już przejść na drugą stronę. Marzę aby pozwolili mi się zabić,ale nigdy do tego nie dopuszczą.
Ojciec wynalazł „nową kurację”. Grupa wsparcia dwa razy w tygodniu. Przeżywam tam męczarnię. Nie chcę wychodzić z łóżka,a co dopiero jechać na spotkanie z ludźmi. Myślą,że otworzę się przed czterema dziewczynami oraz Nicole? Nie,na pewno tego nie zrobię. Czasami oczywiście coś powiedziałam do czasu kiedy spytałam się anorektyczki czy przytyła. Nie mam sumienia ani uczuć, więc wszystko jedno mi było. Poza tym nikt z nas tam nie chce chodzić zwłaszcza ja. Wolałabym przeleżeć cały dzień w łóżku..ale jest na grupie jedna taka wysoka blondynka-buddystka. Ma traumę,sama nie wiem po czym,nie interesuje mnie to,lecz czasami tak sama z siebie nagle zacznie krzyczeć,że idą po nią,zabiją ją. Może ktoś chciał ją porwać? Sama nie wiem. Wracam do łóżka znowu rozmyślać nad śmiercią.
***
Avril
Teraźniejszość miesza się z przeszłością..
Jestem buddystką mieszkającą w Reno. Jestem dziewczyną,którą porwano i przetrzymywano przez rok w Rosji w ciemnym,zimnym,pokoju. Dostawałam jedzenie raz na trzy dni. Bułka ze szklanką wody. Byłam bita i molestowana. Dlaczego mnie porwano? Ponieważ mój ojciec był policjantem i chciał złapać szajkę,która handlowała żywym towarem. Jak to się skończyło? Zabili jego,a mnie uprowadzili. Przez rok mnie szukano. Listy gończe,policja i FBI dosłownie każdy mnie szukał. Moją matkę zostawili w spokoju,bo wiedzieli,że zrobi wszystko aby mnie odzyskać. Jak mnie odbili? Kiedy miałam być przewożona z Rosji do Ukrainy jeden z policjantów wkradł się w łaski tego ugrupowania. Działał z nimi przez cztery miesiące. Musiał mnie bić,wyzywać, ponieważ inaczej by mu nie uwierzyli,iż jest jednym z nich. Gdy już siedziałam w samochodzie związana zaczęła się akcja. Zabito wielu ludzi z szajki,czterech policjantów postrzelono,jeden został zabity. Nie pamiętam dokładnie,ale chyba pięciu trafiło za kratki,a ja zostałam odbita. Przed porwaniem wyglądałam jak modelka. Piękne długie blond włosy,niebieskie oczy,długie nogi. Gdy przyjechałam do domu miałam niedowagę,włosy do ramion,poobijana z wieloma ranami otwartymi,moje oczy straciły ten dawny blask,a uśmiech nie gościł na mej twarzy.
Boję się wychodzić z domu sama,a nawet z moją matką,ponieważ wiem,że ona mnie nie ochroni. Ja mam zawsze przy sobie broń. Nie mówiłam o tym nikomu,ale chcę czuć się choć trochę pewniej. Od tego zdarzenia minął rok,a ja gdy zamknę oczy czasami widzę bardzo realistycznie jak podchodzi do mnie mężczyzna i uderza mnie w różne miejsca,a następnie ten ból czuję..rzadko,ale zdarza się,że krzyczę. Nie mogę się powstrzymać. Ból przeszywa moje ciało. Po chwili ustaje wszystko. Wracam do normalności. Otwieram oczy i widzę sufit w moim pokoju. Poza tym mam bezsenność,kołatanie serca,nudności,drażliwość,niepokój,letarg,zmiany ciepłoty ciała. Mam oczywiście terapeutę. Pomaga mi bardzo powoli przejść do normalności,ale boję się,że aż takiego sukcesu nie osiągnę. Pragnę żyć normalnie. Może potrzebuję zmiany otoczenia?
Opowiem wam o grupie wsparcia,na którą chodzę od pięciu miesięcy. Nic mi nie pomaga,ale terapeuta stwierdził,że może się otworzę przed innymi chorymi ludźmi. Nie potrafię. Słucham ich uważnie,czasami przypomnę coś sobie z tego porwania i niestety zacznę krzyczeć. Wracając do grupy. Mam wrażenie,że nikomu ona nie pomaga,a wręcz przeciwnie. Przykładem tego jest Emma chora na depresję. Przecież ona jest w takim stanie,że nie powinna z domu wychodzić do nas. Rozumiem lekarza,albo inne miejsce,które budzi w niej zaufanie,ale nie tutaj. Wydaje mi się,że jak matka będzie dalej ją tu przywozić to ona nie da rady psychicznie i coś sobie zrobi. Następnie anorektyczka Kira. To przez Emmę dostawała jedzenie dożylnie i prawie popadła w depresję. Ludzie jak można o takie coś spytać anorektyczkę. W tym momencie świat się jej zawalił. Pamiętam to do dzisiaj jak Kira stała przed nią i gdy spytała o jej fałdki popatrzyła się najpierw na nią,a potem podniosła bluzkę i krzyczała,że jest gruba,chce się zabić,nie będzie już nigdy więcej jeść. To było straszne. To są tylko dwa przykłady,ale po prostu wiem,że grupa nikomu nie pomaga. Nicole dusi nas w sobie. Powoli zabija..
***
Nicole
Imprezy,mężczyźni,alkohol. Moje życie. Bez zobowiązań. Żadnych reguł. Pewnego dnia gdy byłam podpita kolega dał mi do spróbowania jakiegoś białego proszku. Uzależniłam się od razu..W wieku dwudziestu jeden lat popadłam w uzależnienie. Kokaina-to był mój świat. Uwielbiałam to uczucie gdy zatracałam się w przyjemności. Kiedy kupowałam grama,moją kochaną „Witaminę C” już coś mi się działo,czułam jak ciepło rozlewa się na całym ciele,czułam to podniecenie,że już już za chwilkę wciągnę do nosa i świat stanie się lepszy,a ja odważniejsza. Nie chciałam przestać. Nie mogłam iść na odwyk..stracić kokainy mojego dziecka. Tak wtedy myślałam, byłam pełnoletnia,więc co moim rodzicom było do tego czy będę uzależniona czy nie.
Niestety. Po dwóch latach brania kokainy doprowadziło u mnie do bezsenności,upośledzenia funkcji wątroby i serca oraz manię. Udałam się na dwuletni odwyk. Było bardzo ciężko. Myślałam tylko o kokainie,a jak nie miałam sił myśleć o tym-chciałam się zabić. Lekarze przez rok nie dali mi żadnej przepustki. Wiedzieli,że gdy tylko wyjdę za świeże powietrze do ludzi od razu załatwię sobie grama. Po czternastu miesiącach odpuściłam sobie jakiekolwiek myślenie o kokainie czy innych głupstwach. Miałam dość. Chciałam wyjść z tego oddziału i nigdy tu nie wracać,ale wiedziałam,że sama się tu wpakowałam,a oni mnie nie wypuszczą dopóki mi nie zaufają. Pierwszą przepustkę dostałam po półtora roku. Miałam dla siebie caaały dzień. To było wspaniałe uczucie wyjść do ludzi „zasmakować normalnego życia”. Poszłam zjeść wielkiego burgera oraz frytki. Takie jedzenie jest pyszne,nie to co na odwyku. Byłam na komedii w kinie,przeszłam się koło małego jeziorka,kupiłam książkę. Gdy wyszłam z księgarni pielęgniarka do mnie podeszła i ucieszona stwierdziła,iż „zaliczyłam test”. Nawet nie wiedziałam,że mnie śledzi. Ucieszyłam się,że zdałam chociaż prawdę mówiąc miałam wielką chęć nawet zapalić normalnego papierosa,ale powiedziałam sobie NIE i wytrzymałam. Wróciłam z nią na odwyk. Po dwóch tygodniach dostałam przepustkę na dwa dni. Wtedy czerwona lampeczka w mózgu włączyła mi się i mówiła „wciągnij kokainę albo zapal crack” (działa nawet 20-30 razy silniej od kokainy). Tak dawno nie czułam tej euforii. Myślałam,że się załamię i zapalę. Podeszłam z płaczem do mojego lekarza i powiedziałam mu,że nie chcę wychodzić, bo cała kuracja może pójść na marnę. Stwierdził,że jestem na tyle silna i dam radę,a jak nie to trudno zacznę od nowa. Wyszłam. Znalazłam pokój w hostelu. Chciałam zająć sobie czymś czas,więc pojechałam do Parku Narodowego Sekwoi w Kalifornii. Czułam się jak mała mróweczka pośród tych gigantycznych drzew. Jakby mnie przygniotło nikt by się nie dowiedział. Wzięłam głęboki wdech. Poczułam jak znowu zdobywam kontrolę nad swoim życiem mimo,że głos w moim mózgu nie przestawał mówić to ściszyłam go. Zadowalałam się tą chwilą gdy stałam pośród tych drzew w blasku słońca. Byłam w Parku dobre sześć godzin. Wracając do hostelu już wiedziałam,iż na drugi dzień będę miała zakwasy. Niezbyt przyjemna,ale pamiątka bo idealnym dniu. Na drugi dzień udałam się do zwykłego parku. Kupiłam chleb i dokarmiałam kaczki. Uśmiechałam się do ludzi,pograłam w piłkę z małą dziewczynką. Postawiłam kawę młodej studentce prawa ucinając sobie przy tym miłą pogawędkę. Normalny,zwykły dzień bez kokainy.
Skończyłam z odwykiem w marcu 2013 roku,ale i tak miałam nadzór lekarza przez rok potem dopiero zaczęłam normalne życie. Zwiedziłam w ciągu tych czterech lat Wąwóz Oneota w Oregonie,Horsetail-Yosemite w Kalifornii,Most Karola w Pradze, Petřín w Pradze,Bratysławę,Zamek Eltz w Niemczech,Ibizę oraz Park Retiro w Hiszpanii. To były najlepsze cztery lata w moim życiu,ale jednakże skutki uboczne jej zażywania nieco mi utrudniały te podróże.
Teraz gdy ponownie zamieszkałam w Reno chciałam pomóc chorej młodzieży. Nie tylko uzależnionym,ale takim co się borykają na co dzień z anoreksją czy bulimią. Stworzyłam grupę wsparcia,która jest dwa razy w tygodniu. Przychodzi pięć dziewczyn. Rysujemy,śpiewamy,mówimy otwarcie o swoich uczuciach,ale podświadomie wiem,że nie chcą tu przychodzić. Taka jakby kara za to,że są chore. Naprawdę bardzo chcę im pomóc,pokazać im,że świat bez uzależnień i chorób jest piękniejszy. Nie opowiadałam im o swoim uzależnieniu..może to dlatego nie lubią przychodzić na grupę,ponieważ myślą,że daje im wsparcie jakaś bogata arystokratka po studniach. Chyba czas na zmiany..