*********************************************************************************
Kira
-Sto lat, sto lat niech żyje żyje nam!-
rodzice i Tom zaśpiewali mi piosenkę urodzinową. Rok do przodu. Za niedługo
trzydzieści lat skończę i co wtedy? Będę miała dzieci? Męża? Wtedy zjem całe
danie sama z siebie nie licząc kalorii? A co się stanie gdy dobiję
sześćdziesiątkę? Babcia? Czy małe szkraby mojego syna lub córki będą mnie tak
nazywać? Marzenia każdej z kobiet,ale jak na razie nie moje. Najpierw muszę
wyzdrowieć aby myśleć o przyszłości.
Do świata teraźniejszego przywołuje mnie
głos Toma. W jego szare oczy mogłabym codziennie patrzeć..są tak piękne,ale
przepełnione smutkiem przeze mnie. Ciągle mi powtarza,że to nie moja wina,lecz
podświadomie wiem,że raczej moja i karzę się za anoreksję. Świat byłby lepszy
bez chorób nieprawdaż?
Rodzice na urodziny kupili mi jeansy
oraz perfum,którego zapach od razu pokochałam. Mój szarooki przyjaciel
natomiast wziął mnie za rękę do mojego pokoju abym tam zobaczyła co mi kupił.
Specjalnie na tę okazję wysprzątałam pokój,ale zostałam w piżamie,ponieważ już
byłam zmęczona tak,że nie potrafiłam nawet unieść ręki..kolejny minus
anoreksji.
Usiadłam koło niego na łóżku z nogami
skrzyżowanymi i czekałam na tę „perełkę” jak on nazwał. Podał mi torbę,a ja
wyciągnęłam z niej..kulę śnieżną. Bardzo dużą i śliczną. W środku była
baletnica.
-Ojej Tom,piękny prezent. Dziękuję-po
raz pierwszy od dawna zagościł na mej twarzy szczery uśmiech.
-Tak myślałem,że ci się spodoba. Lisa
jutro przyjdzie z prezentem,wiesz,że dzisiaj nie mogła-blondyn wpatrywał mi się
w oczy z taką intensywnością,że odwróciłam wzrok-Słuchaj..jest jeszcze jedna
sprawa i muszę cię o niej uświadomić. Wiem,że masz anoreksję i cierpisz z tego
powodu,ja również,ale nie chcę aby przyćmiło to moich uczuć do ciebie-przybliżył
się tak,że stykaliśmy się kolanami-Przed chorobą cię kochałem i teraz
też..kocham.
-Co? Znaczy słucham? Ale,ale ja..-nie
dokończyłam. Szarooki złapał mnie za podbródek przyciągając do siebie i
pocałował. Cały czas przetwarzałam to co mi powiedział przed chwilą.
-Ja jestem chora,nie atrakcyjna,popatrz
jak się ubrałam na moje urodziny?-zaśmiałam się głośno i wskazałam na moją
piżamę.
-Pięknie wyglądasz,uwierz mi i
przejdziesz przez chorobą ze mną,pomogę ci,ale jest jeszcze coś. Rodzice..rodzice
zapisali cię na terapię do Nowego Jorku,musisz jutro wyjechać. Lekarz
stwierdził,że twoje wyniki się pogorszyły i musi coś z tym zrobić dlatego
odwiozę cię tam z rana. Zobaczysz, pomogą ci i szybciej wrócisz do dawnej
siebie-miał blady uśmiech,a jego ręka spoczywała na moich włosach-Będziesz
leczona niekonwencjonalnymi metodami,wielu osobom to pomogło i miejmy
nadzieję,że i tobie również.
Słowa odbijały się ode mnie jak od
ściany piłeczka. Dzisiaj naprawdę był wyczerpujący i najpierw szczęśliwy,a potem
smutny dzień. Nie mam pojęcia ile Tom siedział koło mnie i ile ja patrzyłam w
pustkę. Rodzice mnie zdradzili,wiem jak głupio to brzmi,ale pierwszy raz od
pocałunku blondyna myślałam,że wszystko zacznie się układać i nagle odebrano mi
szczęście rozkazem wyjazdu. Z jednej strony rozumiem ich postawę,ale z
drugiej..nie mam siły na to wszystko. Chciałabym wyzdrowieć i widzieć radość w
oczach tych,którzy mnie otaczają,ale z drugiej strony jak myślę,że przybiorę
trochę ciała zaczynają wdzierać się do mojego umysłu zdania,że będę grubsza niż
kiedyś,Tom cię opuści,a także Lisa,każdy będzie się ze mnie naśmiewał. Widzę to
wszystko w głowie i nie wiem kiedy zaczęłam płakać,ponieważ poczułam rękę,która
mi ociera łzy. Nie mam pojęcia też kiedy zasnęłam i naprawdę nie obchodziło
mnie to,kto mnie spakuje i czy ktokolwiek mnie obudzi. Następny dzień miał
nastąpić tak szybko..
***
Nina
Wybiegam na dwór aby przywitać się z
Adamem. Niemal na niego wskakuję ze szczęścia. Tak dawno go nie widziałam,że
teraz nie chcę go puścić. Brunet ma niebieskie oczy,umięśnioną posturę
ciała,metr osiemdziesiąt. Czyż nie marzenie każdej dziewczynki-księżniczki? Nie
chcę obrażać nikogo,ale denerwują mnie tego typu dziewczyny. Naprawdę patrzycie
tylko na wygląd chłopaka? Chudy-nie chcę go, nie obroni mnie przed nikim i
wygląda jakby nic nie jadł. Gruby-nie mam zamiaru pokazywać się z tłustym
mężczyzną na mieście. Niski-nie założę przez niego szpilek. Wysoki-nie podobają
mi się wysocy. Macie takie wymagania jakbyście żyły w idealnym świecie. On taki
nie jest. Każdy chłopak na swój sposób jest świetny. Jak nie wygląd to umysł,
jeden jest romantyczny drugi uwielbia zjeść pizzę przy dobrym filmie i popijać
piwem. Nie bądźcie takie surowe dla mężczyzn, bo nikt was nie zechce..
Po tej chwili rozmyślań do świata żywych
przywołuje mnie głos Adama proszący abym już przestała go dusić. Patrzę z
uśmiechem na niego i wypuszczam go z silnego uścisku. Ten udaje,że się krztusi
na co ja wybucham głośnym śmiechem.
-Co tam u ciebie mała? Przywitaj się jak
należy,hm?-spogląda na mnie.
-Oh Panie Adamie, nie wiem o czym pan
mówi. Może mógłby mi to pan lepiej wyjaśnić?-uśmiecham się szeroko.
-Chodź tu to zaprezentuję jak powinno
wyglądać powitanie przyjaciela.
Przybliżyłam się nieco,a Adam pocałował
mnie lekko. Podarował mnie jednym ze swoich pięknych uśmiechów pokazując jego
zęby. Wziął torbę z chodnika i poszliśmy do domu. Mamy i tak nie było,a
dowiedziała się,że Adam przjeżdża,więc pewnie wróci koło ranka. Mamy dla siebie
cały dom,ale najchętniej przebywam w swoim pokoju i poza tym nie mamy takiej
potrzeby chodzić po całym domu. Od razu chłopak zapalił i podzielił się również
ze mną. Nie mam aż takiego nałogu aby często palić trawkę. Tylko wtedy gdy Adam
do mnie przyjedża,a tak to faszeruje się tabletkami. Kładziemy się oboje na
łóżku, każdy pochłonięty swoimi myślami.
Po godzinie zamawiam pizzę,a w czasie
oczekiwania idziemy z Adamem do sklepu. Przed wyjściem wołam bruneta aby się
zatrzymał,a ja biegnę do szafeczki po dwie saszetki Tantum rosa i mieszam je z
sokiem pomarańczowym. Od razu czuję się lepiej. Czasami palenie trawki źle na
mnie wpływa,więc muszę polepszyć swój stan.
W czasie spaceru do sklepu każdy z nas
idzie w ciszy co dla mnie jest czymś nowym. Nigdy jeszcze się nie zdarzyło
abyśmy szli bez rozmowy.
-Hej Adam, co się dzieje?-zagaduje do
bruneta,ale ten nie chce na mnie spojrzeć.
-Nic, po prostu..po prostu mogłabyś
przestać brać te tabletki?-dalej jego wzrok jest wpatrzony w dal-Wiem,że jesteś
uzależniona,ale są ludzie i różne instytucje,które pomagają takim jak my.
Naprawdę nie chce być świadkiem jak się staczasz na dno. Myślisz,że to
kontrolujesz? Zobaczysz, to cię przerośnie. Dzień w dzień będziesz sobie
powtarzać,że wiesz co robisz,ale nastąpi taki czas,że tabletki staną się twoim
życiem. DOSŁOWNIE twoim życiem. Cholera wiesz co to oznacza? W każdym pieprzonym
dniu będziesz brała więcej i więcej aż któregoś dnia się być może nie obudzisz.
Twoja mama wróci któregoś dnia do domu i zastanie swoją osiemnastoletnią córkę
bez jakiejkolwiek oznaki życia. Myślisz,że nie twoje życie nic nie znaczy?
Gówno prawda mała. Uwielbiam cię,a twoja matka cię kocha,dziewczyny z grupy i
prowadząca..im również zależy na tobie. Chcesz i prawdopodobnie masz na
wszystkich wywalone,prócz na mnie,ale pamiętaj,że ja kiedyś zniknę. Kto wtedy
zajmie moje miejsce? Jak myślisz? TABLETKI. Nie dasz rady z bólem lub z agresją
narastającą w tobie. Będziesz chciała wszystkie emocje zdusić,aby ich nie
odczuwać. Mała, tak się nie da. Musisz w końcu przejrzeć na ocz..
-Adam naprawdę myślisz,że ja o tym nie
wiem?!-wydarłam się na niego-Myślisz,że super żyć ze świadomością,że wykańczam
sama siebie? Nie! Niestety ja uwielbiam to uczucie po tabletkach,saszetkach czy
syropie. Cholera ja kocham to uczucie. Ja tylko..-mój głos się załamuje,a oczy
narastają łzami-Nie wiem jak przestać brać-łzy już mi leciały tak bardzo,że
czułam jak spływają mi na koszulkę.
-Hej mała-dopiero wtedy chłopak
zauważył,że płaczę i od razu przyciągnął mnie do siebie-Nie płacz. Spokojnie.
Wiesz..ja..znaczy..po tym jak wyjadę od ciebie od razu udaję się na odwyk-wziął
mój podbródek tak abym spojrzała mu w oczy-Nina,możesz jechać ze mną. Pomogą
nam. Uwierz,można żyć bez naszych nałogów. Niszczymy sami siebie, nie
kontrolując tego. Proszę jedź ze mną.
Dalej nie wierzyłam w słowa Adama. Czas.
Zatrzymał się. Na długą chwilę. On jedzie na odwyk,aby mu pomogli. Ja Nina
Chase to co innego. Nie potrafię. Jeszcze nie jestem gotowa jechać nigdzie.
Muszę mu to powiedzieć.
-Wybacz-odsunełam się od niego-nie mogę
jeszcze. Nie potrafię. Nie teraz. Proszę jeżeli chcesz mnie przez kolejne dni
nakłaniać żebym pojechała razem z tobą to..to lepiej abyś mnie opuścił już tego
wieczoru.
-Dobrze,rozumiem. Porozmawiamy o tym
kiedy będziesz gotowa,albo wtedy gdy nie będziesz w stanie odpuścić nawet na
godzinę twojego uzależnienia-lekko się uśmiechnął-ale mała, nie pozbędziesz się
mnie tak szybko..
***
Lorna
6:45
Mój budzik natarczywie domagał się
ponownego wyłączenia,więc po raz ostatni burczę pod nosem i wstaję z łóżka.
Przeczesuję palcami włosy,aby chociaż troszeczkę były ogarnięte. Igor zapewne
już jest na nogach,ponieważ czuję zapach świeżej kawy,która zaprasza mnie do
jej wypicia. Blondyn już czekał na mnie w kuchni jedząc śniadanie. Nie
przygotował mnie,ponieważ wie,iż ja śniadań nie mam w zwyczaju jadać. Nalałam
sobie do wielkiego kubka czarnego płynu i dodałam odrobinę mleka. Stałam przy
ladzie, uważnie obserwując każdy jego ruch. Mój brat chciał popełnić samobójstwo
abym ja mogła przejrzeć na oczy. Naprawdę nie wybaczyłabym sobie gdyby coś
takiego zrobił. Chciał ratować mnie nie zważywszy na konsekwencje. Podeszłam do
niego od tyłu całując go w jego bujną czuprynę. Czułam jak każdy jego mięsień
zastygł.
-Wiesz,że czeka nas dzisiaj
wizyta?-wyszeptał.
-Tak i posłuchaj Igor ty również z nim
porozmawiasz. Mam nadzieję,że jesteś świadomy dlaczego?-odpowiedziałam.
-Taak-westchnął-dojem śniadanie,a do
szkoły dzisiaj nie pójdziemy. Mamy wizytę na 11:30.
-CO?-fuknęłam na niego-Młody mogłeś mnie
wczoraj uprzedzić. Spałabym przynajmniej do 10. Teraz przez kawę się
wybudziłam. Dzięki Igor-wzięłam kubek z kawą i udałam się do swojego pokoju. Kolejne
cztery godziny nudzenia się,ponieważ na razie mam pustkę w głowie. Z frustracją
położyłam się na łóżku z telefonem.
11:32
-Lorna i Igor Pavetti,zapraszam do
pokoju-łagodny głos wyrwał nas z cichej kłótni.
Zlustrowałam wzrokiem naszego nowego
psychiatrę. Przystojny o kruczoczarnych włosach,czarnych oczach i lekkim
zaroście,średniego wzrostu, dr.Redson zapewne ma około trzydziestu lat.
Pierwszy raz widzę aby psychiatra był aż tak zniewalający. Mężczyzna jak wyjęty
z obrazka.
Jego gabinet jest inny od KAŻDEGO innego
psychiatry u którego byłam. Nie ma biurka, dwóch krzeseł z jednej strony i
jednego z drugiej,nie widzę również dużej ilości mebli,kosza na śmieci i kilku
podręczników ułożonych na parapecie okna. Za to jest kanapa,jeden fotel
bujany,pufa,materac,duży fotel,dwa koce ułożone w kącie,na oknie kwiatek,na
drzwiach przylepione jest kilka obrazków,zapewne innych pacjentów,w drugim
kącie znajduje się niski stolik ,na którym są słodycze,soki oraz kubeczki.
Popatrzyłam w górę i o mało co nie krzyknęłam. Wielkie,a nawet można by rzec
ogromne lustro wisi nade mną. Przeniosłam wzrok na niewielką szafę
z..kostiumami.
-Ten gabinet jest naprawdę..-nie mogłam
znaleźć odpowiedniego słowa-niesamowity.
-Oo tak-dodał Igor.
-Widzicie, od zawsze nie chciałem
pracować takim systemem jak inni psychiatrzy czy psycholodzy. Pokazując wnętrze
naszego gabinetu nasi pacjenci albo nabierają do nas zaufania albo i nie. To
jest nasza duża wizytówka. Miło by wam było rozmawiać w szarym pokoju,przede
mną jakbyście siedzieli przed szefem czekając na naganę? Oczywiście,że nie.
Chciałem stworzyć wnętrze tak aby każdy czuł się komfortowo. Tak aby każdy z
was mi zaufał. Pokładam duże nadzieje w tym,że i wy mi zaufacie-spojrzał w oczy
każdemu z nas i uśmiechnął się do nas ciepło-A teraz wybierzcie sobie wygodne
miejsca do siedzenia.
13:38
Wychodząc z gabinetu dr.Redsona czułam
się jakby weselsza? Szczęśliwsza? Sesja wyglądała następująco: najpierw razem
zaczęliśmy luźną rozmowę,a następnie wziął nas osobno do rozmowy,i znowu cała
nasza trójka zaczęła dyskutować. Każdy popełniony błąd rozważaliśmy i mówiliśmy
jakbyśmy postąpili inaczej. Jakby było bez problemów,zeszliśmy nawet na temat
szkoły i naszych kolegów,koleżanek. To było coś nowego i naprawdę przyjemnego.
Aaron (dr.Redson) dał nam kilka wskazówek,rad oraz zadanie domowe, gdyż na
następną sesję przyjdziemy za tydzień o 14:45. Mamy wspólnie z Igorem poświęcać
sobie jak najwięcej czasu. Razem grać,odrabiać zadania domowe,pomagać rodzicom
i z każdego dnia zdawać relacje oraz w czasie różnych czynności robić zdjęcia.
Sam dr.Redson będzie nam na e-maila wysyłać różne zadania.
Możliwe,że wszystko zacznie się układać?
***
Emma
Cóż,hm..witaj piękny dniu? Jak się
cieszę,że żyję? Dzisiaj będzie kolejny produktywny dzień? Wolne żarty. Żadnego
pieprzonego cudownego dnia. Znowu nastaje ponury,szary,bez emocji i uczuć
dzień. Wstać. Zjeść. Poczytać. Nic nie robić. Myśleć jakby było pięknie nie
żyć. Zjeść. Napić się. Spać. Cały cholernie prze prze prze cudny dzień. Kto
chce ze mną pograć w depresję? Oh, nie ma lasu rąk? Dlaczego nie? Skoro gracie
w piwnego ping-ponga, okłamujecie ludzi,obrażacie,wyśmiewacie,zdradzacie to i w
depresje równie dobrze możecie się pobawić ze mną. Nie? A może ktoś się ze mną
zamieni na jeden dzień? Zobaczy jak to jest żyć i nienawidzić samej siebie
dzień w dzień. Banda małych tchórzy. Nic nie robicie dobrego na świecie. Nikt z
was nie jest idealny i dużo do ideału mu brakuje. Cóż, idę na śniadanie i
pokażę wam jak się świetnie bawię.
Cztery godziny nic nie robienia aż w
końcu mama oznajmia,że jadę z nią na zakupy. Mam na sobie szare dresy i czarną
bluzę i nawet nie myślę o przebraniu się. Gdy tylko rodzicielka mnie zobaczyła
zrobiła wielkie oczy,ale ani słowem się nie odezwała, bo i tak wie,że nie obchodzi
mnie zdanie innych i mogłabym nawet jechać do sklepu w piżamie.
Gdy sprawdzam telefon jest godzina
14:15, a mojej mamy dalej nie ma. Kazała mi zostać w samochodzie i czekać na
nią. Jakie to zakupy skoro nawet do sklepu nie weszłam? Rozglądam się po
parkingu i wysiadam z niego jak najszybciej. Czuję trochę wolności. Niestety,
nie mogę nigdzie uciec tylko wrócić do domu spacerem i tak też postanawiam
zrobić.
Jestem w połowie drogi do mojego domu i
nagle ktoś mnie woła.
-Ej koleżanko chcesz?-jakiś chłopak
pokazuje mi skręta zachęcając abym wzięła.
-Cóż i tak nie mam nic do stracenia
nawet jakby w środku była trutka na szczury.
Podeszłam do blondyna i powoli
dostarczałam moim płucom dymu. Dawne uczucie powróciło. Spoglądnęłam na
blondyna. Pewnie nowy skoro jeszcze nic o mnie nie wie.
-Znamy się?-spytałam.
-Niee,ale zawołałem cię na skręta,
ponieważ zauważyłem,że jesteś jakaś przygnębiona,a wiesz zioło zawsze pomaga.
-Mam depresję-jego wyraz twarzy ze
spokojnej zamienił się w super zdziwioną-Aż taki zdziwiony? Daj jeszcze,
ostatnie dwa razy i idę.
Wróciłam do domu koło piętnastej
trzydzieści,a gdy rodzice mnie zobaczyli od razu przybiegli. Wyglądali na
zmęczonych i bardzo przerażonych.
-Dziecko gdzie ty byłaś?-tata się
pierwszy odezwał.
-Mama kazała mi zostać w samochodzie i
na nią czekać,a sama mówiła,że jedziemy na zakupy. Co to są za zakupy skoro
miałam siedzieć PRZED sklepem w SAMOCHODZIE? Stwierdziłam,że się przejdę do
domu-wycofałam się z pokoju,bo wiedziałam,że teraz rozpoczną kłótnię. Nie
chciałam w tym uczestniczyć,więc poszłam do łazienki opłukać twarz. Słyszałam
krzyki mamy i taty, i naprawdę chciałam się wyłączyć. Ślizgałam wzrokiem po
pomieszczeniu i mój wzrok począł na uchylonej szafeczce. Nigdy nie była ona
otwarta czy uchylona,więc nie wiedziałam co się w niej znajduje,a teraz jest
okazja na poznanie tajemnicy. Podchodzę do drzwiczek i otwieram tak abym
ujrzała zawartość i ku mojemu zdziwieniu znajdują się tam moje leki. Wzięłam je
do ręki i zaczęłam oglądać jak jakiś eksponat i dopiero po chwili uświadomiłam
sobie,iż wstrzymuje oddech. Mam okazję. Mam cholernie dobrą okazję-podpowiadał
mi mózg-Wiesz co robić. Zrób t o. Nie tracąc czasu na rozmyślania po cichu idę
do drzwi łazienki i sprawdzam czy rodzice nie są przypadkiem na górze. Nie
mogłabym zamknąć drzwi na klucz, ponieważ żadne pomieszczenie nie ma
zamknięcia. Słysząc,że oglądają telewizję cicho otwieram pudełeczko i wysypuję
tabletki na mały stolik. Biorę do ust po trzy i przełykam wodą z kranu. Chyba
połknęłam ich dwanaście, już nie pamiętam. Po pewnym czasie zaczynam się
czuć otumaniona, przeraźliwe ciepło
zaczyna wlewać się pod skórę aż wchodzę pod prysznic nie zdejmując niczego i
puszczam lodowatą wodę. Nie potrafię ustać na nogach,a przed oczyma widzę tylko
plamy. Chyba się przewróciłam, bo usłyszałam tylko krzyk mamy i czułam jak ktoś
mnie bierze na ręce. Cisza. Czy to już koniec?
***
Avril
-Do zobaczenia Lexi-pomachałam w jej
stronę. Lexi to moja trenerka,z którą opracowałam ćwiczenia i dietę. Na
siłownię chodzę cztery razy w tygodniu robiąc od piątku do niedzieli wolne. Nic
tak nie zadowala jak zakwasy po treningu i świadomość,że dało się z siebie wszystko.
Każdy z nas powinien mieć hobby i w każdej wolnej chwili poświęcać temu co
uwielbiamy robić. Moja zmiana zagościła również w innych aspektach życiowych.
Znalazłam pracę jako wieczorna kelnerka w jednej z droższych restauracji. Mój
szef wie,że mogę mieć atak paniki (tak skłamałam, ponieważ nie musi wiedzieć
prawdy),ale i tak z radością mnie przyjął,a pracownicy ciepło powitali. Panuje
tam świetna atmosfera. Całe życie powoli się zmienia na lepsze z czego bardzo
się cieszę. Planuję za kilkanaście miesięcy wyjechać i zacząć zwiedzać świat,a
nawet i przeprowadzić się do jakiegoś małego miasteczka. W Reno świetnie mi się
żyje,ale z tym miejscem wiąże się tyle przykrych wspomnień,że nie mam ochoty
mieszkać tu całe życie.
Jestem już pod domem i przed nim widzę
nieznajome mi auto. Moje tętno nagle przyspiesza i cicho wchodzę do domu. Nie
wołam mamy,ale instynktownie trzymam broń w ręce i zmierzam do salonu. A jeżeli
coś stało się mamie? Nie mogę znieść tej myśli,ale jeśli mam się przeciwstawić
strachu muszę wejść do salonu. I wchodzę,a dosłownie wbiegam,kamień z serca mi
spada,a broń chowam ponownie do torby.
-Jezu Robert, wystraszyłeś mnie! Masz
nowy samochód? Mogłeś mi napisać,że wpadniesz z wizytą! Prawie na zawał
umarłam-fuknęłam na kuzyna. Służy w policji.
-Ciebie też miło widzieć Avril,tak,
zmieniłem samochów i nie, nie mogłem napisać, ponieważ zmieniłem
telefon-spojrzał na mnie i zrobił zdumioną minę-Wooow pięknie wyglądasz
czarnulko, szkoda,że jestem twoim kuzynem-mrugnął.
-Robercie jesteś dalszym kuzynem-dodała
mama,a na widok mojej twarzy zaśmiała się.
Robert Sudov to kuzyn od strony mojej
mamy. W dzieciństwie byliśmy ze sobą bardzo zżyci,a charaktery całkowicie
odmienne. On był cichy,wyrozumiały,grzeczny,stonowany,a ja
porwcza,głośna,zadziorna,wszędzie mnie było za dużo. Każdy mówił,że jesteśmy
jak ogień i woda. Dopełnialiśmy się idealnie. Uwielbialiśmy spędzać ze sobą
wiele czasu. Straciliśmy kontakt od kiedy poszedł do szkoły średniej. Nie
wiadomo z jakich przyczyn. Może oboje zawiniliśmy? Ja przestałam się odzywać i
on. Skoro zmieniam swoje życie to i zmienię relacje z Robertem?
***
Nicole
Siedzę przy biurku z laptopem na nogach czytając
o Parku do,którego mam dziewczyny zabrać w przyszłym tygodniu. Jest tam
naprawdę pięknie oraz bez większego wysiłku można chodzić i zwiedzać. Odpoczną
od szarej rzeczywistości i będą mogły zobaczyć zapierające dech w piersiach
widoki. Myślałam również nad tym aby zabrać je do innych chorych osób oraz
tych, którzy wygrali z chorobą. Może w małym stopniu doświadczą i zrozumieją
lepiej,że życie jest piękne i trzeba z niego korzystać w pełni. Nie musimy go nienawidzić,
możemy negatywne odczucia zamienić w coś pozytywnego. Mały głos,który
podpowiada im aby czegoś nie robili,albo wręcz przeciwnie jest naprawdę nie do
zniesienia,ale każda z tych dziewczyn ma utraconą odwagę,którą muszą na nowo
odnaleźć w sobie. To nie jest takie proste. Niestety to cholernie trudne. Nie
mogą od tak powiedzieć „hej odwago choć, bez ciebie nie zjem całego posiłku
albo bez ciebie połknę tabletki czy bez ciebie się potnę”. Odnajdą odwagę
małymi kroczkami,ale wielkim krokiem do jej odkrycia jest wiara. Muszą
uwierzyć,że mogą i potrafią. Bardzo łatwo jest dać sobie spokój ze wszystkim i
się wykańczać, powoli i boleśnie. Rodzina by patrzyła na zmarnowane i chude
twarze,oczy nabiegłe krwią,blizny po autoagresji..
Z moich myśli wyrywa mnie wibrujący
telefon. Podchodzę do niego, biorę do ręki,a ten o mało nie spada mi na ziemię.
Na wyświetlaczu widnieje imię Chris. Narkoman,który prawie się wykończył i
chciał na dno posłać i mnie. Z bijącym sercem czekam,aż wyświetlacz zgaśnie
razem z jego imieniem. Tak bardzo chcę zapomnieć o wszystkich, którzy ćpali.
Nie chcę mieć z nimi wspólnego oraz nie chciałabym aby ktoś mnie kojarzył z
tamtą grupką. Ból w oczach rodziców był największą karą jaka mogła mnie spotkać
przez mój nałóg. Nie powtórzę tego. Jeżeli Chris chce znowu kogoś zaciągnąć na
samo dno to na pewno nie mnie. Telefon dzwoni po raz drugi, Chris najwyraźniej
nie daje za wygraną,ale postanawiam wyłączyć telefon i pobiegać. Szybko wkładam
legginsy, bluzę, buty, związuje włosy w kitkę,biorę słuchawki ze stolika i
niemal wybiegam z domu.
Na dworze jest dość chłodno, wiatr otula
moją twarz,a słońce czasami wychodzi przygrzewając na krótkie chwile. Mimo,że
słucham muzyki i staram się nie myśleć o przeszłości to mój mózg pracuje na
pełnych obrotach i nie daje spokoju. Łapię się na tym,że moje oczy wędrują po
ulicy i patrzą czy jakaś twarz nie będzie mi znajoma. Dochodzę do tego, iż
jestem przerażona, zestresowana i nie mam co ze sobą zrobić. Po prostu biegnę
przed siebie, z dala od telefonu. Jestem już w centrum i mój strach przybiera
na sile. A co jeśli Chris mnie znalazł i czegoś chce? Możliwe,że to kwestia
czasu zanim mnie odnajdzie. Robi mi się czarno przed oczyma i gwałtownie
przystaję opierając się o jakiś sklep. Próbuję aby mój oddech stał się regularny.
Patrzę na idących ludzi. Nikt nie zwraca na mnie uwagi,więc stwierdzam,że
spacerem wrócę do domu. Na dziś dzień jestem wykończona. Mam ogromną chęć
pójścia spać i po powrocie zamierzam tak zrobić.