poniedziałek, 25 września 2017

Rozdział I

Kira
-Nie mamo! Nie chcę znowu jechać na grupę wsparcia. Jest.Mi.Nie.Potrzebna-ostatnie słowa nieco podkreśliłam aby rodzicielka mi zaufała.
-Zażyłaś lek?-spytała.
-Tak. Czy dlatego,że grzecznie połknęłam tabletki mogę nie jechać na grupę wsparcia?-próbowałam jak tylko mogłam.
-Oczywiście,że pojedziesz Kira. Wsiadaj do samochodu-rozkazała matka.
Nie ma co się kłócić z mamą, która jest przewrażliwiona na punkcie swojego dziecka. Ja przecież jem codziennie. Mam doskonałą figurę. Nie chcę być znowu gruba,ale przez to codzienne jedzenie przytyję i znów nie będę idealna…a ta grupa wsparcia? To dno. Czyste dno. Spotykam się z czterema osobami i każda z nich ma inną chorobę. Nikt nikogo nie rozbawia poza Niną, więc ja albo ona zawsze coś powiemy, ale cóż…Emma dosłownie NIGDY się nie uśmiecha. Ma depresję. Zawsze głowę ma pochyloną w dół.Wygląda to naprawdę strasznie. Jak pamiętam z trzy lub cztery miesiące temu spytałam się jej czemu się nie uśmiecha? Jej rodzice umarli?. Dopiero wtedy uniosła głowę i odpowiedziała: Kiro przytyłaś? Oh widzę lekkie fałdki na brzuchu. Nie ładnie się tak obżerać. Po tym incydencie przez dwa tygodnie dostawałam jedzenie dożylnie. Codziennie patrzyłam na swoje odbicie w lusterku..szczególnie dużo razy patrzyłam na swój brzuch. Z każdym dniem myślałam,że mój brzuch staje się coraz grubszy i grubszy,a ja nic nie mogłam zrobić, ponieważ dostawałam to cholerne jedzenie. Każdego parszywego dnia. To był jeden z cięższych okresów. Powoli,ale naprawdę powoli wyleczam się z anoreksji. Lekarze są dobrej myśli.  
Wiecie co jest jeszcze bardziej zabawniejsze od grupy wsparcia? Moja kochana matka. Dam sobie rękę uciąć..nie,nie rękę żartowałam..wszystkie fałdki iż chodzi ona niemalże codziennie do kościoła modlić  się o moje wyzdrowienie. Bóg chyba nie jest mną i nie wyleczy się z anoreksji czyż nie? To ja mam pokonać tą chorobę.
Okej, jesteśmy już przed budynkiem grupy wsparcia. Jest to mały,szary budynek znajdujący się niedaleko kina. W pomieszczeniu znajduje się siedem krzeseł. Wiecie..na wypadek gdyby nowa osoba przyszła na ten cyrk. Ściany mają kremowy kolor,jeden stolik przy ścianie z wodą oraz cukierkami,kilka kwiatów,czerwony duży dywan,mała szafka na nasze rysunki. Oh zapomniałabym o naszej cuuudownej pani doktor Nicole. Wszyscy mówimy do niej po imieniu, ponieważ tak sobie zażyczyła. Założę się ,że ma koło trzydziestu lat,ale wracając do grupy wsparcia i ich ludzi. Jest tu naprawdę świetna lekomanka Nina,już wam o niej wspominałam. Kiedy jest pod nadużyciem leków na grupie jest naprawdę zabawnie. Oczywiście ma lekarzy, ale chyba rozumiecie jak jest z lekomankami. Zawsze jakieś tabletki sobie załatwią, połknął i świat jest dla nich piękniejszy. Opowiadała nam,że kilkanaście razy była na płukaniu żołądka. Ja oczywiście zrozumiałam pukaniu i od razu zaczęłam się śmiać. Nie wiem jakim cudem moje mięśnie brzucha to wytrzymały hm..a może ich nie mam i dlatego mogę śmiać się do woli? No ale,spotkanie kabareciarzy się spotyka. Nicole wita nas mówiąc: Ten dzień jest lepszy od poprzedniego ponieważ..i każdy mówi dlaczego,jaki mały kroczek do normalności zrobił. Ja na przykład mówię,że zjadłam o ¼ więcej warzywa(przykład) niż wczoraj, ale nie zawsze tak mówię, ponieważ moja waga nie może w ciągu tygodnia podwyższyć się o 1-1,5kg bo to za dużo. Śmieszą mnie wyznania lekomanki. Mówi: połknęłam o połowę mniej tabletki niż wczoraj. Zawsze się przy tym uśmiecham, a każdy dosłownie każdy karci mnie wzrokiem..dla nich to nie jest śmieszne. To jest życiowy sukces. Każdy wie,że Nina prawie zawsze kłamie co do leków,a jednak udają iż to śmiertelnie poważna sprawa. Spotkanie trwa półtorej godziny. Różne rzeczy dzieją się za drzwiami tego małego szarego budynku. Kiedyś wam opowiem o wszystkim co tam robimy. Grupa kończy się słowami Nicole: pobłogosław Panie tych ludzi. Chcą wyjść z choroby, są zdeterminowani,pełni silnej woli, czasami jednak mają cięższe dni,a może nawet tygodnie wtedy Panie daj im tej siły,którą po drodze zgubili. I każdy wychodzi jak najszybciej.
Moja mama już czeka na mnie na parkingu. Co tydzień mam wizytę lekarza. Dzisiaj wypada ten nieszczęśliwy dzień..
***
Nina
W głowie mam jedną myśl: tabletki. Nie ważne jakie tabletki, duże czy małe,różowe czy białe. Ważne,że są.  Mieszkamy w małym miasteczku Reno i od kilku miesięcy po tabletki muszę jeździć do innych miast, ponieważ wszyscy aptekarze mnie znają..a tutaj nie ma żadnych dilerów. Czasami mam taką chęć sięgnąć po kilkanaście tabletek,a trzy razy w domu jestem już od piętnastej i nigdzie nie wychodzę,a resztę dni od osiemnastej. Cztery razy w tygodniu mogę się odurzyć. Nie mówiłam nikomu tego,ale mam przez leki problemy z sercem. Nie wiadomo kiedy umrę,a moja matka? Moja matka nie zauważa,że jestem pobudzona albo zbyt ospała. Mam odpowiednią opiekę,ale dużo też zależy od niej. W sumie..mi to odpowiada. Do szkoły chodzę, czasami nie przychodząc na pierwszą czy dwie ostatnie lekcje. Każdy w szkole wie o moim uzależnieniu i patrzy na mnie jakbym miała trąd na ciele,a przeciez większość z nich pije i pali, więc czemu uczniowie, którzy tego nie robią nie patrzą na nich tak samo? Mało mnie obchodzi ich zdanie tylko po prostu drażnią mnie ich spojrzenia.
Opowiem wam jak zaczęła się moja lekomania, bo jestem tego pewna w stu procentach, że jesteście ciekawi. Może od początku zaczniemy naszą znajomość? Mam na imię Nina Chase. Osiemnaście lat,długie szare włosy,metr siedemdziesiąt wzrostu,niebieskie oczy. Moja historia z lekami zaczęła się gdy miałam czternaście lat. Jak to się stało? Spytacie. Jak taka niewinna młoda dziewczyna mogła się uzależnić? A jednak stało się. Ta mała,zgrabna młoda dziewczynka wpadła w uzależnienie. Miałam w gimnazjum wielu znajomych,ale moją paczkę stanowili nie ludzie z gimnazjum,a starsi chłopcy(siedemnaście czy osiemnaście lat) wraz z moją(już byłą)przyjaciółką Nadią często się spotykałyśmy z nimi. Było nas siedmiu razem czy ośmiu już nie pamiętam. Oni co jakiś czas brali jakieś tabletki i dziwnie się po nich zachowywali. Któregoś dnia moja ciekawość była zbyt silna i spytałam się:
-Co to są za tabletki?                                                              
-Kodeina,nic się nie dzieje ze zdrowiem tylko po prostu jest smaczna. Jeśli chcesz mogę ci dać. Spróbujesz-odpowiedział jeden z naszej paczki.
Ostrożnie wzięłam od niego tabletkę i..połknęłam. To było cudowne uczucie. Zakochałam się w nim,dosłownie.
I tak co jakiś czas brałam jedną tabletkę,potem już częściej dwie lub trzy,aż w końcu kiedy się dało brałam ile chciałam i tak kilkanaście razy wylądowałam w szpitalu na płukaniu żołądka. Byłam na odwyku pół roku,ale to nic nie pomogło. Znowu wróciłam do kodeiny. Z czasem kiedy już mi aptekarze nie sprzedawali kodeiny kupowałam na Internecie albo inny lek np. tramadol. Znowu odwyk. Znowu leki. I tak w kółko było od trzech lat,aż w końcu moja matka znalazła mi lekarza,który codziennie do mnie przyjeżdża. Zagroził mi,że pojadę na dwuletni odwyk i nie wypuszczą mnie nawet po roku kiedy będę całkowicie zdrowa. Dlatego muszę sobie radzić jak mogę zażywając jakieś tabletki. Ach prawie bym zapomniała. Chodzę na grupę wsparcia. To jest jak mały cyrk. Każdy kto tam chodzi tak samo zdefiniuje grupę wsparcia. Chodzi tam anorektyczka chyba Kira,ale widać,że nabiera masy,więc jest dobrze,a poza tym jest śmieszna i czasami pośmiejemy się z innych. Dalej,dalej kto jeszcze jest..Emma! Ma depresję. Gdybym mogła i miała kodeinę na pewno bym jej kazała spożyć z pięć tabletek aby poczuła ulgę. Bardzo źle wygląda. Krótkie czarne włosy,nie wysoka,cały czas chodzi zgarbiona,głowa opuszczona w dół,ubiera się w ciemne kolory. Taka chodząca i żywa śmierć. Jeżeli nie widzieliście kogoś kto ma depresję to lepiej abyście się cieszyli. Takie osoby jakby zabierają cały dobry nastrój z pomieszczenia w którym się znajdują. Ha,no i jest bulimiczka. Włoszka o imieniu Lorna. Opowiadała nam kiedyś na grupie,że ćwiczyła bez przerwy cztery godziny. Wiecie..bulimia jest też związana z nadmiernymi ćwiczeniami fizycznymi. To co powiemy nie wychodzi na zewnątrz. Zostaje to między nami. Przez ten czas śmiesznej grupy wsparcia wymyślam i przypasowuje do ludzi zwierzęta. Jak już skończę śmieję się do woli. Oh zapomniałabym o naszej kochanej Nicole. To był sarkazm. Szczerze mam jej dość. Na dzisiaj koniec. Dobranoc. Tabletki z wami.
***
Lorna
Jako czysta donna Italiana pochwalę się,że mimo iż wyjechałam z Włoch w wieku dziewięciu lat to jednak pamiętam język,a w moim domu rozmawiamy codziennie po włosku,więc trudno go zapomnieć. Włoszki są zmienne,nie są tak jak np. Polki,które czują to ciepło rodzinne czy macierzyństwo. Lubimy być wolne i bez zobowiązań. Jednak chyba nie o tym chcecie słuchać czyż nie? Opowiem wam o cudownej grupie wsparcia. Każdy twierdzi,że przychodzimy wszyscy z przymusu,a ja nikomu nie mówiłam,że lubię tam przychodzić.  Jakby tam się zatrzymuje czas. Jesteśmy chorzy,nikt zdrowy prócz Nicole,ale ja tu mówię o nas,młodych. Mamy nie więcej niż dziewiętnaście lat i nie mniej niż siedemnaście. Jesteśmy dojrzałymi kobietami,które wiedzą czego chcą od życia. I co jestem dobra w kłamaniu? Oczywiście,że tak! Lubię tu przychodzić,ale nie wiemy czego chcemy od życia prócz tego,że chcemy wyzdrowieć. No może super lekomanka Nina nie chce,ale to tylko wyjątek. Spotykamy się dwa razy w tygodniu. Tylko w weekendy,ponieważ Nicole ma pracę,my szkołę i niektórzy sami zarabiają(ja i lekomanka). Nie wiem co chcecie wiedzieć o tej grupie wsparcia,ale opowiem wam jedna anegdotkę. Pewnego niedzielnego dnia po kościele była grupa wsparcia. Każda z nas miała spódniczki bez Emmy. Cała na czarno,czarne jeansy oraz bluza. Nie był to strój kościelny,ale pewnie w tym czasie mało ją to obchodziło. Nicole kazała nam przedstawić swoje uczucia jakie tłumimy w środku. Każdy coś powiedział i nadeszła kolej na Emmę.
-Ciemność,czarne serce,śmierć,kolce,szkło,ostre narzędzia-powiedziała Emma.
Przestraszyłam się jej jak cholera. Myślałam,że ludzie,którzy mają depresję są zawsze smutni i odczuwają pustkę,samookaleczają,widzą świat w szarych barwach,wstają i żałują iż jeszcze nie umarli. Nikt z nas nie wie dlaczego Emma ma depresję,tylko Nicole wie.
Hm wiecie,że bulimia to rodzaj uzależnienia? Już anorektyczki mają lepiej. My jak zjemy posiłek możemy to wszystko zwrócić i nie boimy się,że przytyjemy,ale tak jest za każdym razem. Nie możemy powiedzieć ‘stop dzisiaj jedzenie pozostanie w żołądku’. Nie, tak się nie dzieje. Lekarze próbują nam pomóc,ale wiecie jak? Tak,że pytają się czy mamy jakieś traumy z dzieciństwa,czy ktoś robił podobnie jak my. Jeżeli odnajdą powód bulimii to oni są dumni,ponieważ wiedzą dlaczego. Dla nich to jakby koniec choroby,ale tak właśnie nie jest.
 Pierwszy raz zwróciłam jedzenie mając czternaście lat. Stwierdziłam,że zjadłam za dużo i poszłam do toalety zwymiotować. Była to pora obiadu,więc kolację też zwróciłam. No i tak już za każdym razem. Utrzymywałam,tą samą wagę,czasami były lekkie wahania i tyle. Nie byłam bardzo chuda jak anorektyczki po prostu byłam chuda. Mam siedemnaście lat i choruję na bulimię od piętnastego roku życia. Nie mam ojca i z tego powodu bardzo się cieszę,gdyż on nie jest mi w niczym potrzebny. Przysyła nam pieniądze co miesiąc,nie interesuje się jakie mam oceny w szkole,czy coś mi dolega. Po prostu istnieje dla mnie pod imieniem i nazwiskiem. Mam za to super brata Igora o rok starszego ode mnie. To on pierwszy zobaczył jak wymiotuję. Przeraził się jak cholera, od razu pomyślał,że mogę być w ciąży. Uspokoiłam go,mówiąc,że to jest tylko zatrucie. Nie do końca mi ufał,ale dał mi spokój, ponieważ wie iż ze mną nie wygra.
 Oh pora kolacji..czas zrobić ucztę i zwymiotować.
***
Emma
Nienawidzę opowiadać o sobie,wstawać rano z łóżka,dostawać kilka wiadomości „czy wyjdę na dwór,jak mi minął dzień”,patrzeć na ludzi jak dobrze radzą sobie w życiu prywatnym i zawodowym. Nie mam po co wstawać. Chcę tylko leżeć w łóżku..albo i nie. Pragnę zamknąć oczy i już nigdy ich nie otworzyć, wziąć tą głupią żyletkę i podciąć żyły,aby jak najszybciej trafić do piekła, bo i tak prędzej czy później tam trafię. Nie byłam tą grzeczną dziewczynką,zawsze schludnie ubraną. Nie byłam tą dziewczynką,której matka może pochwalić się przed jej znajomymi. Byłam..prawdziwym złem wcielonym. Nie wierzyłam i dalej nie wierzę w Boga mimo,że moja rodzina jest wierząca. Chodziłam do łóżka z wieloma mężczyznami,zostałam pozbawiona uczuć. Nie potrafiłam nikogo pokochać. Piłam i paliłam. Wyśmiewałam większość moich znajomych. Wytatuowałam na lewej ręce dużą kolczastą różę. W szkole miałam same dopuszczające,nauczyciele nie zwracali się do mnie. Jakbym nie istniała. Któregoś dnia dostałam na facebooku wiadomość. To było nagranie, na którym jeden z moich kolegów rozbierał mnie i wiecie co się dalej działo. Wtedy byłam kompletnie pijana. Nic nie pamiętałam. Nie tylko do mnie to nagranie wysłał,lecz prawie każdy znajomy widział. Napisał mi,iż „Moja zemsta została zakończona pomyślnie. Mogłaś jednak tamtego pamiętnego dnia się ze mną przespać”. W tamtym momencie całe życie mi się zawaliło. Chciałam uciec,zniknąć z tego miasteczka,zapaść się pod ziemię tak aby każdy o mnie zapomniał. Niestety. Codziennie musiałam wstawać do szkoły,malować się,ubierać,jeść. Myślałam,że to nagranie szybko pójdzie w niepamięć,jednakże z każdym dniem było coraz gorzej,a ja powoli zaczęłam zamykać się w sobie,nie wychodzić na dwór,zaczęłam samookaleczanie. Najpierw jedna kreska,potem dwie,dziesięć i tyle ile się dało. Moja matka dziwiła się,że do domu nie wracałam pijana i bez zapachu papierosów. Chodziłam tylko w czarnych jeansach i ciemnych bluzach, nie dbałam o wygląd. Pewnego dnia,kiedy już każdy ze szkoły nazywał mnie szmatą,popychał,śmiał się i obgadywał na głos wróciłam do domu. Poszłam do kuchni(moja matka była akurat w pokoju obok) wzięłam ostry nóż i podcięłam żyły na lewej ręce. Niestety pech chciał,że narzędzie spadło na podłogę i wystraszyło matkę,która w pośpiechu przyszła do kuchni. Wtedy zobaczyła mnie..siedzącą,uśmiechniętą i patrzącą na krew. Od razu przeszła do działania,karetka przyjechała i mnie..odratowano. Załamałam się na dobre. Chciałam umrzeć. Byłam szczęśliwa,że położę się spać na zawsze,ale wszystko musiała zniszczyć moja rodzicielka.
W szpitalu byłam kilka dni albo tygodni ,nie pamiętam. Następnie wróciłam na dwa dni do domu i wysłano mnie do szpitala psychiatrycznego. Niby tam każdy wyzdrowieje tak? Już na zawsze stanie się szczęśliwym człowiekiem? Miałam wtedy siedemnaście lat. Po roku wróciłam do domu. Niby zdrowa. Jednakże gdy zobaczyli mnie dawni koledzy zaczęło się znowu to samo,a ja popadłam w jeszcze większą depresję. Rodzicielka od razu to zauważyła. Od tego czasu jestem pod nadzorem psychiatry. Już trzy lata męczę się w swoim ciele. Chce już przejść na drugą stronę. Marzę aby pozwolili mi się zabić,ale nigdy do tego nie dopuszczą.
Ojciec wynalazł „nową kurację”. Grupa wsparcia dwa razy w tygodniu. Przeżywam tam męczarnię. Nie chcę wychodzić z łóżka,a co dopiero jechać na spotkanie z ludźmi. Myślą,że otworzę się przed czterema dziewczynami oraz Nicole? Nie,na pewno tego nie zrobię. Czasami oczywiście coś powiedziałam do czasu kiedy spytałam się anorektyczki czy przytyła. Nie mam sumienia ani uczuć, więc wszystko jedno mi było. Poza tym nikt z nas tam nie chce chodzić zwłaszcza ja. Wolałabym przeleżeć cały dzień w łóżku..ale jest na grupie jedna taka wysoka blondynka-buddystka. Ma traumę,sama nie wiem po czym,nie interesuje mnie to,lecz czasami tak sama z siebie nagle zacznie krzyczeć,że idą po nią,zabiją ją. Może ktoś chciał ją porwać? Sama nie wiem. Wracam do łóżka znowu rozmyślać nad śmiercią.
***
Avril
Teraźniejszość miesza się z przeszłością..
Jestem buddystką mieszkającą w Reno. Jestem dziewczyną,którą porwano i przetrzymywano przez rok w Rosji w ciemnym,zimnym,pokoju. Dostawałam jedzenie raz na trzy dni. Bułka ze szklanką wody. Byłam bita i molestowana. Dlaczego mnie porwano? Ponieważ mój ojciec był policjantem i chciał złapać szajkę,która handlowała żywym towarem. Jak to się skończyło? Zabili jego,a mnie uprowadzili. Przez rok mnie szukano. Listy gończe,policja i FBI dosłownie każdy mnie szukał. Moją matkę zostawili w spokoju,bo wiedzieli,że zrobi wszystko aby mnie odzyskać. Jak mnie odbili? Kiedy miałam być przewożona z Rosji do Ukrainy jeden z policjantów wkradł się w łaski tego ugrupowania. Działał z nimi przez cztery miesiące. Musiał mnie bić,wyzywać, ponieważ inaczej by mu nie uwierzyli,iż jest jednym z nich. Gdy już siedziałam w samochodzie związana zaczęła się akcja. Zabito wielu ludzi z szajki,czterech policjantów postrzelono,jeden został zabity. Nie pamiętam dokładnie,ale chyba pięciu trafiło za kratki,a ja zostałam odbita. Przed porwaniem wyglądałam jak modelka. Piękne długie blond włosy,niebieskie oczy,długie nogi. Gdy przyjechałam do domu miałam niedowagę,włosy do ramion,poobijana z wieloma ranami otwartymi,moje oczy straciły ten dawny blask,a uśmiech nie gościł na mej twarzy.
Boję się wychodzić z domu sama,a nawet z moją matką,ponieważ wiem,że ona mnie nie ochroni. Ja mam zawsze przy sobie broń. Nie mówiłam o tym nikomu,ale chcę czuć się choć trochę pewniej. Od tego zdarzenia minął rok,a ja gdy zamknę oczy czasami widzę bardzo realistycznie jak podchodzi do mnie mężczyzna i uderza mnie w różne miejsca,a następnie ten ból czuję..rzadko,ale zdarza się,że krzyczę. Nie mogę się powstrzymać. Ból przeszywa moje ciało. Po chwili ustaje wszystko. Wracam do normalności. Otwieram oczy i widzę sufit w moim pokoju. Poza tym mam bezsenność,kołatanie serca,nudności,drażliwość,niepokój,letarg,zmiany ciepłoty ciała. Mam oczywiście terapeutę. Pomaga mi bardzo powoli przejść do normalności,ale boję się,że aż takiego sukcesu nie osiągnę. Pragnę żyć normalnie. Może potrzebuję zmiany otoczenia?
Opowiem wam o grupie wsparcia,na którą chodzę od pięciu miesięcy. Nic mi nie pomaga,ale terapeuta stwierdził,że może się otworzę przed innymi chorymi ludźmi. Nie potrafię. Słucham ich uważnie,czasami przypomnę coś sobie z tego porwania i niestety zacznę krzyczeć. Wracając do grupy. Mam wrażenie,że nikomu ona nie pomaga,a wręcz przeciwnie. Przykładem tego jest Emma chora na depresję. Przecież ona jest w takim stanie,że nie powinna z domu wychodzić do nas. Rozumiem lekarza,albo inne miejsce,które budzi w niej zaufanie,ale nie tutaj. Wydaje mi się,że jak matka będzie dalej ją tu przywozić to ona nie da rady psychicznie i coś sobie zrobi. Następnie anorektyczka Kira. To przez Emmę dostawała jedzenie dożylnie i prawie popadła w depresję. Ludzie jak można o takie coś spytać anorektyczkę. W tym momencie świat się jej zawalił. Pamiętam to do dzisiaj jak Kira stała przed nią i gdy spytała o jej fałdki popatrzyła się najpierw na nią,a potem podniosła bluzkę i krzyczała,że jest gruba,chce się zabić,nie będzie już nigdy więcej jeść. To było straszne. To są tylko dwa przykłady,ale po prostu wiem,że grupa nikomu nie pomaga. Nicole dusi nas w sobie. Powoli zabija..
***
Nicole
Imprezy,mężczyźni,alkohol. Moje życie. Bez zobowiązań. Żadnych reguł. Pewnego dnia gdy byłam podpita kolega dał mi do spróbowania jakiegoś białego proszku. Uzależniłam się od razu..W wieku dwudziestu jeden lat popadłam w uzależnienie. Kokaina-to był mój świat. Uwielbiałam to uczucie gdy zatracałam się w przyjemności. Kiedy kupowałam grama,moją kochaną „Witaminę C” już coś mi się działo,czułam jak ciepło rozlewa się na całym ciele,czułam to podniecenie,że już już za chwilkę wciągnę do nosa i świat stanie się lepszy,a ja odważniejsza. Nie chciałam przestać. Nie mogłam iść na odwyk..stracić kokainy mojego dziecka. Tak wtedy myślałam, byłam pełnoletnia,więc co moim rodzicom było do tego czy będę uzależniona czy nie.
Niestety. Po dwóch latach brania kokainy doprowadziło u mnie do bezsenności,upośledzenia funkcji wątroby i serca oraz manię. Udałam się na dwuletni odwyk. Było bardzo ciężko. Myślałam tylko o kokainie,a jak nie miałam sił myśleć o tym-chciałam się zabić. Lekarze przez rok nie dali mi żadnej przepustki. Wiedzieli,że gdy tylko wyjdę za świeże powietrze do ludzi od razu załatwię sobie grama. Po czternastu miesiącach odpuściłam sobie jakiekolwiek myślenie o kokainie czy innych głupstwach. Miałam dość. Chciałam wyjść z tego oddziału i nigdy tu nie wracać,ale wiedziałam,że sama się tu wpakowałam,a oni mnie nie wypuszczą dopóki mi nie zaufają. Pierwszą przepustkę dostałam po półtora roku. Miałam dla siebie caaały dzień. To było wspaniałe uczucie wyjść do ludzi „zasmakować normalnego życia”. Poszłam zjeść wielkiego burgera oraz frytki. Takie jedzenie jest pyszne,nie to co na odwyku. Byłam na komedii w kinie,przeszłam się koło małego jeziorka,kupiłam książkę. Gdy wyszłam z księgarni pielęgniarka do mnie podeszła i ucieszona stwierdziła,iż „zaliczyłam test”. Nawet nie wiedziałam,że mnie śledzi. Ucieszyłam się,że zdałam chociaż prawdę mówiąc miałam wielką chęć nawet zapalić normalnego papierosa,ale powiedziałam sobie NIE i wytrzymałam. Wróciłam z nią na odwyk. Po dwóch tygodniach dostałam przepustkę na dwa dni. Wtedy czerwona lampeczka w mózgu włączyła mi się i mówiła „wciągnij kokainę albo zapal crack” (działa nawet 20-30 razy silniej od kokainy). Tak dawno nie czułam tej euforii. Myślałam,że się załamię i zapalę. Podeszłam z płaczem do mojego lekarza i powiedziałam mu,że nie chcę wychodzić, bo cała kuracja może pójść na marnę. Stwierdził,że jestem na tyle silna i dam radę,a jak nie to trudno zacznę od nowa. Wyszłam. Znalazłam pokój w hostelu. Chciałam zająć sobie czymś czas,więc pojechałam do Parku Narodowego Sekwoi w Kalifornii. Czułam się jak mała mróweczka pośród tych gigantycznych drzew. Jakby mnie przygniotło nikt by się nie dowiedział. Wzięłam głęboki wdech. Poczułam jak znowu zdobywam kontrolę nad swoim życiem mimo,że głos w moim mózgu nie przestawał mówić to ściszyłam go. Zadowalałam się tą chwilą gdy stałam pośród tych drzew w blasku słońca. Byłam w Parku dobre sześć godzin. Wracając do hostelu już wiedziałam,iż na drugi dzień będę miała zakwasy. Niezbyt przyjemna,ale pamiątka bo idealnym dniu. Na drugi dzień udałam się do zwykłego parku. Kupiłam chleb i dokarmiałam kaczki. Uśmiechałam się do ludzi,pograłam w piłkę z małą dziewczynką. Postawiłam kawę młodej studentce prawa ucinając sobie przy tym miłą pogawędkę. Normalny,zwykły dzień bez kokainy.
Skończyłam z odwykiem w marcu 2013 roku,ale i tak miałam nadzór lekarza przez rok potem dopiero zaczęłam normalne życie. Zwiedziłam w ciągu tych czterech lat Wąwóz Oneota w Oregonie,Horsetail-Yosemite w Kalifornii,Most Karola w Pradze, Petřín w Pradze,Bratysławę,Zamek Eltz w Niemczech,Ibizę oraz Park Retiro w Hiszpanii. To były najlepsze cztery lata w moim życiu,ale jednakże skutki uboczne jej zażywania nieco mi utrudniały te podróże.
Teraz gdy ponownie zamieszkałam w Reno chciałam pomóc chorej młodzieży. Nie tylko uzależnionym,ale takim co się borykają na co dzień z anoreksją czy bulimią. Stworzyłam grupę wsparcia,która jest dwa razy w tygodniu. Przychodzi pięć dziewczyn. Rysujemy,śpiewamy,mówimy otwarcie o swoich uczuciach,ale podświadomie wiem,że nie chcą tu przychodzić. Taka jakby kara za to,że są chore. Naprawdę bardzo chcę im pomóc,pokazać im,że świat bez uzależnień i chorób jest piękniejszy. Nie opowiadałam im o swoim uzależnieniu..może to dlatego nie lubią przychodzić na grupę,ponieważ myślą,że daje im wsparcie jakaś bogata arystokratka po studniach. Chyba czas na zmiany..


1 komentarz:

  1. Super blog! Na pewno zostanę :)
    Zapraszam na mojego nowego bloga yousavedmerandm.blogspot.com
    I starego bloga (, już właściwe prawie skończonego) livinmemories.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń