Kira
-Nie mamo! Nie chcę znowu jechać na
grupę wsparcia. Jest.Mi.Nie.Potrzebna-ostatnie słowa nieco podkreśliłam aby
rodzicielka mi zaufała.
-Zażyłaś lek?-spytała.
-Tak. Czy dlatego,że grzecznie połknęłam
tabletki mogę nie jechać na grupę wsparcia?-próbowałam jak tylko mogłam.
-Oczywiście,że pojedziesz Kira. Wsiadaj
do samochodu-rozkazała matka.
Nie ma co się kłócić z mamą, która jest
przewrażliwiona na punkcie swojego dziecka. Ja przecież jem codziennie. Mam
doskonałą figurę. Nie chcę być znowu gruba,ale przez to codzienne jedzenie
przytyję i znów nie będę idealna…a ta grupa wsparcia? To dno. Czyste dno.
Spotykam się z czterema osobami i każda z nich ma inną chorobę. Nikt nikogo nie
rozbawia poza Niną, więc ja albo ona zawsze coś powiemy, ale cóż…Emma dosłownie
NIGDY się nie uśmiecha. Ma depresję. Zawsze głowę ma pochyloną w dół.Wygląda to
naprawdę strasznie. Jak pamiętam z trzy lub cztery miesiące temu spytałam się
jej czemu się nie uśmiecha? Jej rodzice umarli?. Dopiero wtedy uniosła głowę i
odpowiedziała: Kiro przytyłaś? Oh widzę lekkie fałdki na brzuchu. Nie ładnie
się tak obżerać. Po tym incydencie przez dwa tygodnie dostawałam jedzenie
dożylnie. Codziennie patrzyłam na swoje odbicie w lusterku..szczególnie dużo
razy patrzyłam na swój brzuch. Z każdym dniem myślałam,że mój brzuch staje się
coraz grubszy i grubszy,a ja nic nie mogłam zrobić, ponieważ dostawałam to
cholerne jedzenie. Każdego parszywego dnia. To był jeden z cięższych okresów.
Powoli,ale naprawdę powoli wyleczam się z anoreksji. Lekarze są dobrej myśli.
Wiecie co jest jeszcze bardziej
zabawniejsze od grupy wsparcia? Moja kochana matka. Dam sobie rękę
uciąć..nie,nie rękę żartowałam..wszystkie fałdki iż chodzi ona niemalże
codziennie do kościoła modlić się o moje
wyzdrowienie. Bóg chyba nie jest mną i nie wyleczy się z anoreksji czyż nie? To
ja mam pokonać tą chorobę.
Okej, jesteśmy już przed budynkiem grupy
wsparcia. Jest to mały,szary budynek znajdujący się niedaleko kina. W
pomieszczeniu znajduje się siedem krzeseł. Wiecie..na wypadek gdyby nowa osoba
przyszła na ten cyrk. Ściany mają kremowy kolor,jeden stolik przy ścianie z
wodą oraz cukierkami,kilka kwiatów,czerwony duży dywan,mała szafka na nasze
rysunki. Oh zapomniałabym o naszej cuuudownej pani doktor Nicole. Wszyscy
mówimy do niej po imieniu, ponieważ tak sobie zażyczyła. Założę się ,że ma koło
trzydziestu lat,ale wracając do grupy wsparcia i ich ludzi. Jest tu naprawdę
świetna lekomanka Nina,już wam o niej wspominałam. Kiedy jest pod nadużyciem
leków na grupie jest naprawdę zabawnie. Oczywiście ma lekarzy, ale chyba
rozumiecie jak jest z lekomankami. Zawsze jakieś tabletki sobie załatwią,
połknął i świat jest dla nich piękniejszy. Opowiadała nam,że kilkanaście razy
była na płukaniu żołądka. Ja oczywiście zrozumiałam pukaniu i od razu zaczęłam
się śmiać. Nie wiem jakim cudem moje mięśnie brzucha to wytrzymały hm..a może
ich nie mam i dlatego mogę śmiać się do woli? No ale,spotkanie kabareciarzy się
spotyka. Nicole wita nas mówiąc: Ten dzień jest lepszy od poprzedniego
ponieważ..i każdy mówi dlaczego,jaki mały kroczek do normalności zrobił. Ja na
przykład mówię,że zjadłam o ¼ więcej warzywa(przykład) niż wczoraj, ale nie zawsze
tak mówię, ponieważ moja waga nie może w ciągu tygodnia podwyższyć się o
1-1,5kg bo to za dużo. Śmieszą mnie wyznania lekomanki. Mówi: połknęłam o
połowę mniej tabletki niż wczoraj. Zawsze się przy tym uśmiecham, a każdy
dosłownie każdy karci mnie wzrokiem..dla nich to nie jest śmieszne. To jest
życiowy sukces. Każdy wie,że Nina prawie zawsze kłamie co do leków,a jednak
udają iż to śmiertelnie poważna sprawa. Spotkanie trwa półtorej godziny. Różne
rzeczy dzieją się za drzwiami tego małego szarego budynku. Kiedyś wam opowiem o
wszystkim co tam robimy. Grupa kończy się słowami Nicole: pobłogosław Panie
tych ludzi. Chcą wyjść z choroby, są zdeterminowani,pełni silnej woli, czasami
jednak mają cięższe dni,a może nawet tygodnie wtedy Panie daj im tej siły,którą
po drodze zgubili. I każdy wychodzi jak najszybciej.
Moja mama już czeka na mnie na parkingu.
Co tydzień mam wizytę lekarza. Dzisiaj wypada ten nieszczęśliwy dzień..
***
Nina
W głowie mam jedną myśl: tabletki. Nie
ważne jakie tabletki, duże czy małe,różowe czy białe. Ważne,że są. Mieszkamy w małym miasteczku Reno i od kilku
miesięcy po tabletki muszę jeździć do innych miast, ponieważ wszyscy aptekarze
mnie znają..a tutaj nie ma żadnych dilerów. Czasami mam taką chęć sięgnąć po
kilkanaście tabletek,a trzy razy w domu jestem już od piętnastej i nigdzie nie
wychodzę,a resztę dni od osiemnastej. Cztery razy w tygodniu mogę się odurzyć.
Nie mówiłam nikomu tego,ale mam przez leki problemy z sercem. Nie wiadomo kiedy
umrę,a moja matka? Moja matka nie zauważa,że jestem pobudzona albo zbyt ospała.
Mam odpowiednią opiekę,ale dużo też zależy od niej. W sumie..mi to odpowiada.
Do szkoły chodzę, czasami nie przychodząc na pierwszą czy dwie ostatnie lekcje.
Każdy w szkole wie o moim uzależnieniu i patrzy na mnie jakbym miała trąd na
ciele,a przeciez większość z nich pije i pali, więc czemu uczniowie, którzy
tego nie robią nie patrzą na nich tak samo? Mało mnie obchodzi ich zdanie tylko
po prostu drażnią mnie ich spojrzenia.
Opowiem wam jak zaczęła się moja
lekomania, bo jestem tego pewna w stu procentach, że jesteście ciekawi. Może od
początku zaczniemy naszą znajomość? Mam na imię Nina Chase. Osiemnaście
lat,długie szare włosy,metr siedemdziesiąt wzrostu,niebieskie oczy. Moja
historia z lekami zaczęła się gdy miałam czternaście lat. Jak to się stało?
Spytacie. Jak taka niewinna młoda dziewczyna mogła się uzależnić? A jednak
stało się. Ta mała,zgrabna młoda dziewczynka wpadła w uzależnienie. Miałam w
gimnazjum wielu znajomych,ale moją paczkę stanowili nie ludzie z gimnazjum,a
starsi chłopcy(siedemnaście czy osiemnaście lat) wraz z moją(już
byłą)przyjaciółką Nadią często się spotykałyśmy z nimi. Było nas siedmiu razem
czy ośmiu już nie pamiętam. Oni co jakiś czas brali jakieś tabletki i dziwnie
się po nich zachowywali. Któregoś dnia moja ciekawość była zbyt silna i
spytałam się:
-Co to są
za tabletki?
-Kodeina,nic się nie dzieje ze zdrowiem
tylko po prostu jest smaczna. Jeśli chcesz mogę ci dać. Spróbujesz-odpowiedział
jeden z naszej paczki.
Ostrożnie wzięłam od niego tabletkę
i..połknęłam. To było cudowne uczucie. Zakochałam się w nim,dosłownie.
I tak co jakiś czas brałam jedną
tabletkę,potem już częściej dwie lub trzy,aż w końcu kiedy się dało brałam ile
chciałam i tak kilkanaście razy wylądowałam w szpitalu na płukaniu żołądka.
Byłam na odwyku pół roku,ale to nic nie pomogło. Znowu wróciłam do kodeiny. Z
czasem kiedy już mi aptekarze nie sprzedawali kodeiny kupowałam na Internecie
albo inny lek np. tramadol. Znowu odwyk. Znowu leki. I tak w kółko było od
trzech lat,aż w końcu moja matka znalazła mi lekarza,który codziennie do mnie
przyjeżdża. Zagroził mi,że pojadę na dwuletni odwyk i nie wypuszczą mnie nawet
po roku kiedy będę całkowicie zdrowa. Dlatego muszę sobie radzić jak mogę
zażywając jakieś tabletki. Ach prawie bym zapomniała. Chodzę na grupę wsparcia.
To jest jak mały cyrk. Każdy kto tam chodzi tak samo zdefiniuje grupę wsparcia.
Chodzi tam anorektyczka chyba Kira,ale widać,że nabiera masy,więc jest dobrze,a
poza tym jest śmieszna i czasami pośmiejemy się z innych. Dalej,dalej kto
jeszcze jest..Emma! Ma depresję. Gdybym mogła i miała kodeinę na pewno bym jej
kazała spożyć z pięć tabletek aby poczuła ulgę. Bardzo źle wygląda. Krótkie
czarne włosy,nie wysoka,cały czas chodzi zgarbiona,głowa opuszczona w dół,ubiera
się w ciemne kolory. Taka chodząca i żywa śmierć. Jeżeli nie widzieliście kogoś
kto ma depresję to lepiej abyście się cieszyli. Takie osoby jakby zabierają
cały dobry nastrój z pomieszczenia w którym się znajdują. Ha,no i jest
bulimiczka. Włoszka o imieniu Lorna. Opowiadała nam kiedyś na grupie,że
ćwiczyła bez przerwy cztery godziny. Wiecie..bulimia jest też związana z
nadmiernymi ćwiczeniami fizycznymi. To co powiemy nie wychodzi na zewnątrz.
Zostaje to między nami. Przez ten czas śmiesznej grupy wsparcia wymyślam i
przypasowuje do ludzi zwierzęta. Jak już skończę śmieję się do woli. Oh
zapomniałabym o naszej kochanej Nicole. To był sarkazm. Szczerze mam jej dość.
Na dzisiaj koniec. Dobranoc. Tabletki z wami.
***
Lorna
Jako czysta donna Italiana pochwalę
się,że mimo iż wyjechałam z Włoch w wieku dziewięciu lat to jednak pamiętam
język,a w moim domu rozmawiamy codziennie po włosku,więc trudno go zapomnieć.
Włoszki są zmienne,nie są tak jak np. Polki,które czują to ciepło rodzinne czy
macierzyństwo. Lubimy być wolne i bez zobowiązań. Jednak chyba nie o tym
chcecie słuchać czyż nie? Opowiem wam o cudownej grupie wsparcia. Każdy
twierdzi,że przychodzimy wszyscy z przymusu,a ja nikomu nie mówiłam,że lubię
tam przychodzić. Jakby tam się
zatrzymuje czas. Jesteśmy chorzy,nikt zdrowy prócz Nicole,ale ja tu mówię o
nas,młodych. Mamy nie więcej niż dziewiętnaście lat i nie mniej niż
siedemnaście. Jesteśmy dojrzałymi kobietami,które wiedzą czego chcą od życia. I
co jestem dobra w kłamaniu? Oczywiście,że tak! Lubię tu przychodzić,ale nie
wiemy czego chcemy od życia prócz tego,że chcemy wyzdrowieć. No może super
lekomanka Nina nie chce,ale to tylko wyjątek. Spotykamy się dwa razy w
tygodniu. Tylko w weekendy,ponieważ Nicole ma pracę,my szkołę i niektórzy sami
zarabiają(ja i lekomanka). Nie wiem co chcecie wiedzieć o tej grupie
wsparcia,ale opowiem wam jedna anegdotkę. Pewnego niedzielnego dnia po kościele
była grupa wsparcia. Każda z nas miała spódniczki bez Emmy. Cała na
czarno,czarne jeansy oraz bluza. Nie był to strój kościelny,ale pewnie w tym
czasie mało ją to obchodziło. Nicole kazała nam przedstawić swoje uczucia jakie
tłumimy w środku. Każdy coś powiedział i nadeszła kolej na Emmę.
-Ciemność,czarne
serce,śmierć,kolce,szkło,ostre narzędzia-powiedziała Emma.
Przestraszyłam się jej jak cholera.
Myślałam,że ludzie,którzy mają depresję są zawsze smutni i odczuwają
pustkę,samookaleczają,widzą świat w szarych barwach,wstają i żałują iż jeszcze
nie umarli. Nikt z nas nie wie dlaczego Emma ma depresję,tylko Nicole wie.
Hm wiecie,że bulimia to rodzaj
uzależnienia? Już anorektyczki mają lepiej. My jak zjemy posiłek możemy to
wszystko zwrócić i nie boimy się,że przytyjemy,ale tak jest za każdym razem.
Nie możemy powiedzieć ‘stop dzisiaj jedzenie pozostanie w żołądku’. Nie, tak
się nie dzieje. Lekarze próbują nam pomóc,ale wiecie jak? Tak,że pytają się czy
mamy jakieś traumy z dzieciństwa,czy ktoś robił podobnie jak my. Jeżeli odnajdą
powód bulimii to oni są dumni,ponieważ wiedzą dlaczego. Dla nich to jakby
koniec choroby,ale tak właśnie nie jest.
Pierwszy raz zwróciłam jedzenie mając
czternaście lat. Stwierdziłam,że zjadłam za dużo i poszłam do toalety
zwymiotować. Była to pora obiadu,więc kolację też zwróciłam. No i tak już za
każdym razem. Utrzymywałam,tą samą wagę,czasami były lekkie wahania i tyle. Nie
byłam bardzo chuda jak anorektyczki po prostu byłam chuda. Mam siedemnaście lat
i choruję na bulimię od piętnastego roku życia. Nie mam ojca i z tego powodu
bardzo się cieszę,gdyż on nie jest mi w niczym potrzebny. Przysyła nam
pieniądze co miesiąc,nie interesuje się jakie mam oceny w szkole,czy coś mi
dolega. Po prostu istnieje dla mnie pod imieniem i nazwiskiem. Mam za to super
brata Igora o rok starszego ode mnie. To on pierwszy zobaczył jak wymiotuję.
Przeraził się jak cholera, od razu pomyślał,że mogę być w ciąży. Uspokoiłam
go,mówiąc,że to jest tylko zatrucie. Nie do końca mi ufał,ale dał mi spokój,
ponieważ wie iż ze mną nie wygra.
Oh pora kolacji..czas zrobić ucztę i
zwymiotować.
***
Emma
Nienawidzę
opowiadać o sobie,wstawać rano z łóżka,dostawać kilka wiadomości „czy wyjdę na
dwór,jak mi minął dzień”,patrzeć na ludzi jak dobrze radzą sobie w życiu
prywatnym i zawodowym. Nie mam po co wstawać. Chcę tylko leżeć w łóżku..albo i
nie. Pragnę zamknąć oczy i już nigdy ich nie otworzyć, wziąć tą głupią żyletkę
i podciąć żyły,aby jak najszybciej trafić do piekła, bo i tak prędzej czy
później tam trafię. Nie byłam tą grzeczną dziewczynką,zawsze schludnie ubraną.
Nie byłam tą dziewczynką,której matka może pochwalić się przed jej znajomymi.
Byłam..prawdziwym złem wcielonym. Nie wierzyłam i dalej nie wierzę w Boga
mimo,że moja rodzina jest wierząca. Chodziłam do łóżka z wieloma mężczyznami,zostałam
pozbawiona uczuć. Nie potrafiłam nikogo pokochać. Piłam i paliłam. Wyśmiewałam
większość moich znajomych. Wytatuowałam na lewej ręce dużą kolczastą różę. W
szkole miałam same dopuszczające,nauczyciele nie zwracali się do mnie. Jakbym
nie istniała. Któregoś dnia dostałam na facebooku wiadomość. To było nagranie,
na którym jeden z moich kolegów rozbierał mnie i wiecie co się dalej działo.
Wtedy byłam kompletnie pijana. Nic nie pamiętałam. Nie tylko do mnie to
nagranie wysłał,lecz prawie każdy znajomy widział. Napisał mi,iż „Moja zemsta
została zakończona pomyślnie. Mogłaś jednak tamtego pamiętnego dnia się ze mną
przespać”. W tamtym momencie całe życie mi się zawaliło. Chciałam uciec,zniknąć
z tego miasteczka,zapaść się pod ziemię tak aby każdy o mnie zapomniał.
Niestety. Codziennie musiałam wstawać do szkoły,malować się,ubierać,jeść.
Myślałam,że to nagranie szybko pójdzie w niepamięć,jednakże z każdym dniem było
coraz gorzej,a ja powoli zaczęłam zamykać się w sobie,nie wychodzić na
dwór,zaczęłam samookaleczanie. Najpierw jedna kreska,potem dwie,dziesięć i tyle
ile się dało. Moja matka dziwiła się,że do domu nie wracałam pijana i bez
zapachu papierosów. Chodziłam tylko w czarnych jeansach i ciemnych bluzach, nie
dbałam o wygląd. Pewnego dnia,kiedy już każdy ze szkoły nazywał mnie szmatą,popychał,śmiał
się i obgadywał na głos wróciłam do domu. Poszłam do kuchni(moja matka była
akurat w pokoju obok) wzięłam ostry nóż i podcięłam żyły na lewej ręce.
Niestety pech chciał,że narzędzie spadło na podłogę i wystraszyło matkę,która w
pośpiechu przyszła do kuchni. Wtedy zobaczyła mnie..siedzącą,uśmiechniętą i
patrzącą na krew. Od razu przeszła do działania,karetka przyjechała i
mnie..odratowano. Załamałam się na dobre. Chciałam umrzeć. Byłam szczęśliwa,że
położę się spać na zawsze,ale wszystko musiała zniszczyć moja rodzicielka.
W szpitalu
byłam kilka dni albo tygodni ,nie pamiętam. Następnie wróciłam na dwa dni do
domu i wysłano mnie do szpitala psychiatrycznego. Niby tam każdy wyzdrowieje
tak? Już na zawsze stanie się szczęśliwym człowiekiem? Miałam wtedy
siedemnaście lat. Po roku wróciłam do domu. Niby zdrowa. Jednakże gdy zobaczyli
mnie dawni koledzy zaczęło się znowu to samo,a ja popadłam w jeszcze większą
depresję. Rodzicielka od razu to zauważyła. Od tego czasu jestem pod nadzorem
psychiatry. Już trzy lata męczę się w swoim ciele. Chce już przejść na drugą
stronę. Marzę aby pozwolili mi się zabić,ale nigdy do tego nie dopuszczą.
Ojciec
wynalazł „nową kurację”. Grupa wsparcia dwa razy w tygodniu. Przeżywam tam
męczarnię. Nie chcę wychodzić z łóżka,a co dopiero jechać na spotkanie z
ludźmi. Myślą,że otworzę się przed czterema dziewczynami oraz Nicole? Nie,na
pewno tego nie zrobię. Czasami oczywiście coś powiedziałam do czasu kiedy
spytałam się anorektyczki czy przytyła. Nie mam sumienia ani uczuć, więc
wszystko jedno mi było. Poza tym nikt z nas tam nie chce chodzić zwłaszcza ja.
Wolałabym przeleżeć cały dzień w łóżku..ale jest na grupie jedna taka wysoka
blondynka-buddystka. Ma traumę,sama nie wiem po czym,nie interesuje mnie
to,lecz czasami tak sama z siebie nagle zacznie krzyczeć,że idą po nią,zabiją
ją. Może ktoś chciał ją porwać? Sama nie wiem. Wracam do łóżka znowu rozmyślać
nad śmiercią.
***
Avril
Teraźniejszość
miesza się z przeszłością..
Jestem
buddystką mieszkającą w Reno. Jestem dziewczyną,którą porwano i przetrzymywano
przez rok w Rosji w ciemnym,zimnym,pokoju. Dostawałam jedzenie raz na trzy dni.
Bułka ze szklanką wody. Byłam bita i molestowana. Dlaczego mnie porwano? Ponieważ
mój ojciec był policjantem i chciał złapać szajkę,która handlowała żywym
towarem. Jak to się skończyło? Zabili jego,a mnie uprowadzili. Przez rok mnie
szukano. Listy gończe,policja i FBI dosłownie każdy mnie szukał. Moją matkę
zostawili w spokoju,bo wiedzieli,że zrobi wszystko aby mnie odzyskać. Jak mnie odbili?
Kiedy miałam być przewożona z Rosji do Ukrainy jeden z policjantów wkradł się w
łaski tego ugrupowania. Działał z nimi przez cztery miesiące. Musiał mnie
bić,wyzywać, ponieważ inaczej by mu nie uwierzyli,iż jest jednym z nich. Gdy
już siedziałam w samochodzie związana zaczęła się akcja. Zabito wielu ludzi z
szajki,czterech policjantów postrzelono,jeden został zabity. Nie pamiętam
dokładnie,ale chyba pięciu trafiło za kratki,a ja zostałam odbita. Przed
porwaniem wyglądałam jak modelka. Piękne długie blond włosy,niebieskie
oczy,długie nogi. Gdy przyjechałam do domu miałam niedowagę,włosy do
ramion,poobijana z wieloma ranami otwartymi,moje oczy straciły ten dawny
blask,a uśmiech nie gościł na mej twarzy.
Boję się
wychodzić z domu sama,a nawet z moją matką,ponieważ wiem,że ona mnie nie
ochroni. Ja mam zawsze przy sobie broń. Nie mówiłam o tym nikomu,ale chcę czuć
się choć trochę pewniej. Od tego zdarzenia minął rok,a ja gdy zamknę oczy
czasami widzę bardzo realistycznie jak podchodzi do mnie mężczyzna i uderza
mnie w różne miejsca,a następnie ten ból czuję..rzadko,ale zdarza się,że
krzyczę. Nie mogę się powstrzymać. Ból przeszywa moje ciało. Po chwili ustaje
wszystko. Wracam do normalności. Otwieram oczy i widzę sufit w moim pokoju.
Poza tym mam bezsenność,kołatanie
serca,nudności,drażliwość,niepokój,letarg,zmiany ciepłoty ciała. Mam oczywiście
terapeutę. Pomaga mi bardzo powoli przejść do normalności,ale boję się,że aż
takiego sukcesu nie osiągnę. Pragnę żyć normalnie. Może potrzebuję zmiany
otoczenia?
Opowiem wam
o grupie wsparcia,na którą chodzę od pięciu miesięcy. Nic mi nie pomaga,ale
terapeuta stwierdził,że może się otworzę przed innymi chorymi ludźmi. Nie
potrafię. Słucham ich uważnie,czasami przypomnę coś sobie z tego porwania i
niestety zacznę krzyczeć. Wracając do grupy. Mam wrażenie,że nikomu ona nie
pomaga,a wręcz przeciwnie. Przykładem tego jest Emma chora na depresję.
Przecież ona jest w takim stanie,że nie powinna z domu wychodzić do nas.
Rozumiem lekarza,albo inne miejsce,które budzi w niej zaufanie,ale nie tutaj.
Wydaje mi się,że jak matka będzie dalej ją tu przywozić to ona nie da rady
psychicznie i coś sobie zrobi. Następnie anorektyczka Kira. To przez Emmę
dostawała jedzenie dożylnie i prawie popadła w depresję. Ludzie jak można o
takie coś spytać anorektyczkę. W tym momencie świat się jej zawalił. Pamiętam
to do dzisiaj jak Kira stała przed nią i gdy spytała o jej fałdki popatrzyła
się najpierw na nią,a potem podniosła bluzkę i krzyczała,że jest gruba,chce się
zabić,nie będzie już nigdy więcej jeść. To było straszne. To są tylko dwa
przykłady,ale po prostu wiem,że grupa nikomu nie pomaga. Nicole dusi nas w
sobie. Powoli zabija..
***
Nicole
Imprezy,mężczyźni,alkohol.
Moje życie. Bez zobowiązań. Żadnych reguł. Pewnego dnia gdy byłam podpita kolega
dał mi do spróbowania jakiegoś białego proszku. Uzależniłam się od razu..W
wieku dwudziestu jeden lat popadłam w uzależnienie. Kokaina-to był mój świat.
Uwielbiałam to uczucie gdy zatracałam się w przyjemności. Kiedy kupowałam
grama,moją kochaną „Witaminę C” już coś mi się działo,czułam jak ciepło rozlewa
się na całym ciele,czułam to podniecenie,że już już za chwilkę wciągnę do nosa
i świat stanie się lepszy,a ja odważniejsza. Nie chciałam przestać. Nie mogłam
iść na odwyk..stracić kokainy mojego dziecka. Tak wtedy myślałam, byłam
pełnoletnia,więc co moim rodzicom było do tego czy będę uzależniona czy nie.
Niestety.
Po dwóch latach brania kokainy doprowadziło u mnie do bezsenności,upośledzenia
funkcji wątroby i serca oraz manię. Udałam się na dwuletni odwyk. Było bardzo
ciężko. Myślałam tylko o kokainie,a jak nie miałam sił myśleć o tym-chciałam
się zabić. Lekarze przez rok nie dali mi żadnej przepustki. Wiedzieli,że gdy
tylko wyjdę za świeże powietrze do ludzi od razu załatwię sobie grama. Po czternastu
miesiącach odpuściłam sobie jakiekolwiek myślenie o kokainie czy innych
głupstwach. Miałam dość. Chciałam wyjść z tego oddziału i nigdy tu nie
wracać,ale wiedziałam,że sama się tu wpakowałam,a oni mnie nie wypuszczą dopóki
mi nie zaufają. Pierwszą przepustkę dostałam po półtora roku. Miałam dla siebie
caaały dzień. To było wspaniałe uczucie wyjść do ludzi „zasmakować normalnego
życia”. Poszłam zjeść wielkiego burgera oraz frytki. Takie jedzenie jest
pyszne,nie to co na odwyku. Byłam na komedii w kinie,przeszłam się koło małego
jeziorka,kupiłam książkę. Gdy wyszłam z księgarni pielęgniarka do mnie podeszła
i ucieszona stwierdziła,iż „zaliczyłam test”. Nawet nie wiedziałam,że mnie
śledzi. Ucieszyłam się,że zdałam chociaż prawdę mówiąc miałam wielką chęć nawet
zapalić normalnego papierosa,ale powiedziałam sobie NIE i wytrzymałam. Wróciłam
z nią na odwyk. Po dwóch tygodniach dostałam przepustkę na dwa dni. Wtedy
czerwona lampeczka w mózgu włączyła mi się i mówiła „wciągnij kokainę albo
zapal crack” (działa nawet 20-30 razy silniej od kokainy). Tak dawno nie czułam
tej euforii. Myślałam,że się załamię i zapalę. Podeszłam z płaczem do mojego
lekarza i powiedziałam mu,że nie chcę wychodzić, bo cała kuracja może pójść na
marnę. Stwierdził,że jestem na tyle silna i dam radę,a jak nie to trudno zacznę
od nowa. Wyszłam. Znalazłam pokój w hostelu. Chciałam zająć sobie czymś
czas,więc pojechałam do Parku Narodowego Sekwoi w Kalifornii. Czułam się jak
mała mróweczka pośród tych gigantycznych drzew. Jakby mnie przygniotło nikt by
się nie dowiedział. Wzięłam głęboki wdech. Poczułam jak znowu zdobywam kontrolę
nad swoim życiem mimo,że głos w moim mózgu nie przestawał mówić to ściszyłam
go. Zadowalałam się tą chwilą gdy stałam pośród tych drzew w blasku słońca.
Byłam w Parku dobre sześć godzin. Wracając do hostelu już wiedziałam,iż na
drugi dzień będę miała zakwasy. Niezbyt przyjemna,ale pamiątka bo idealnym
dniu. Na drugi dzień udałam się do zwykłego parku. Kupiłam chleb i dokarmiałam
kaczki. Uśmiechałam się do ludzi,pograłam w piłkę z małą dziewczynką.
Postawiłam kawę młodej studentce prawa ucinając sobie przy tym miłą pogawędkę.
Normalny,zwykły dzień bez kokainy.
Skończyłam z odwykiem w marcu 2013
roku,ale i tak miałam nadzór lekarza przez rok potem dopiero zaczęłam normalne
życie. Zwiedziłam w ciągu tych czterech lat Wąwóz Oneota w Oregonie,Horsetail-Yosemite w
Kalifornii,Most Karola w Pradze, Petřín w Pradze,Bratysławę,Zamek Eltz w
Niemczech,Ibizę oraz Park Retiro w Hiszpanii. To były najlepsze cztery lata w
moim życiu,ale jednakże skutki uboczne jej zażywania nieco mi utrudniały te
podróże.
Teraz
gdy ponownie zamieszkałam w Reno chciałam pomóc chorej młodzieży. Nie tylko
uzależnionym,ale takim co się borykają na co dzień z anoreksją czy bulimią.
Stworzyłam grupę wsparcia,która jest dwa razy w tygodniu. Przychodzi pięć
dziewczyn. Rysujemy,śpiewamy,mówimy otwarcie o swoich uczuciach,ale
podświadomie wiem,że nie chcą tu przychodzić. Taka jakby kara za to,że są
chore. Naprawdę bardzo chcę im pomóc,pokazać im,że świat bez uzależnień i
chorób jest piękniejszy. Nie opowiadałam im o swoim uzależnieniu..może to
dlatego nie lubią przychodzić na grupę,ponieważ myślą,że daje im wsparcie jakaś
bogata arystokratka po studniach. Chyba czas na zmiany..
Super blog! Na pewno zostanę :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego nowego bloga yousavedmerandm.blogspot.com
I starego bloga (, już właściwe prawie skończonego) livinmemories.blogspot.com