Kira
Wieczorem
siadam przy biurku. Przed sobą mam zeszyt,w którym piszę jadłospis na następny
dzień. Limit kalorii? Teraz 800 kcal. Dużo. Kiedyś? 300 kcal. Malutko. Po
prawej stronie mam tablet z licznikiem kalorii.
Śniadanie:
kawa bez cukru,mleko 0%,płatki owsiane(300 kcal)
Drugie
śniadanie: mandarynka (41kcal)
Obiad: Ziemniaki,zielony
groszek (99 kcal)
Kolacja:
kasza jaglana, truskawki (260 kcal)
Odkładam
zeszyt,godzinna seria ćwiczeń (przysiady,brzuszki,bieg w miejscu). Piję pół
szklanki wody i zasypiam.
Wstaję,dopijam
resztę wody i robię serię ćwiczeń godzinę może mniej. Schodzę na dół,aby
przygotować wcześniej dopasowane śniadanie. Wypijam kawę i siadam przed
miseczką owsianki. Z trudem biorę do ręki łyżkę i nabieram jedzenie. Patrzę na
nią przez kilka sekund i biorę do buzi. Próbuję uciszyć głos w głowie,który mi
mówi „nie jedz tego,będziesz gruba,to jest takie tuczące”. Chwilę trzymam
jedzenie w buzi i zaczynam je jeść. W końcu połykam. Następna łyżka. Taka sama
reakcja co przed chwilą. Zjadam dziesięć łyżek owsianki i zamiast dokończyć
posiłek wypijam trzy szklanki wody,aby oszukać żołądek. Myję
naczynia,przebieram się w sportowy strój i ćwiczę,aby spalić niepotrzebne
kalorie. Wiecie,że jest o wiele lepiej? Dlatego,że nie trenuję po obiedzie.
Kiedyś musiałam po każdym spożywaniu uprawiać aktywność fizyczną.
Opowiadałam wam jak zachorowałam? To zaczęło się latem
2016 roku. Oglądałam dużo pokazów mody gdzie ukazywały się piękne,chude
modelki. Uwielbiałam ich nogi oraz kości policzkowe. Smukłe ciało,mocny
makijaż. Też chciałam być taka jak one.
Ostatnim razem kiedy byłam zdrowa ważyłam się w lipcu.
Przy metr siedemdziesiąt wzrostu ważyłam 50kg było to bardzo niewiele. Byłam
wtedy idealna. Nie za chuda i nie za gruba,ale mój mózg zaczął podpowiadać mi
inaczej. Każdego dnia odejmowałam od posiłku 1/4 jedzenia przez dwa tygodnie.
Moi przyjaciele Lisa i Tom nie zauważyli niczego zanim…zaczęłam zjadać połowę
tego, co miałam na talerzu. Kiedy się pytali dlaczego jem tak mało odpowiadałam
im dwoma słowami „Kontroluję to”. Myślałam,że kontrolowałam..do czasu. Po
półtora miesiąca zaczęłam liczyć kalorie. Spożywałam jako zdrowa osoba 1500 kcal,ale
zaczęłam się ograniczać.
Pierwszy miesiąc choroby (początek): 1100 kcal, nadal to
kontrolowałam.
Trzeci miesiąc choroby: 800 kcal, przecież to
kontrolowałam..
Czwarty miesiąc choroby: 500 kcal
Piąty miesiąc (aż do czerwca 2017 roku): 300 kcal
Spytacie: ale jak to? Jadłaś jabłko,kromkę chleba i
popijałaś to herbatą? Szczerze? Było bardzo podobnie. Pokażę wam mój jadłospis
(jeden dzień) z dni mojej intensywnej choroby:
Śniadanie: jogurt naturalny 0,1%,banan,kawa bez cukru
Obiad: Zupa krem,jabłko
Kolacja: herbata owocowa,pomidor,ogórek,serek
homogenizowany naturalny 0%. Razem 300,5 kcal. Schudłam do 31 kg. Obecnie ważę
36 kg.
Dalibyście rade przeżyć na takich warunkach przez minimum
trzy dni? W dodatku nie zapomnijcie o intensywnych ćwiczeniach po posiłkach i
zaraz po obudzeniu się. Zadajcie sobie pytanie: Dalibyście radę? Lub: Czy warto
dążyć do szkieletowego ideału?
Ja i moja przyjaciółka jesteśmy razem już przez rok.
Czuję się jakbym była przywiązana do krzesła wieloma sznurkami nie mogąc się
poruszyć,ale tydzień za tygodniem jeden sznureczek puszcza, odwiązuje się i
moje ciało zaczyna powoli czuć swobodę, aż w końcu wstanie i ucieknie od sideł
mojej kochanej przyjaciółki. Albo..nie wiadomo. Anoreksja zacznie się
pogarszać, sznureczków przybędzie, aż przetną mi skórę, żyły i się wykrwawię.
Kurczowo trzymam się pierwszej opcji. Chcę czuć się wolna i pójść z
przyjaciółmi coś z jeść nie licząc przy tym kalorii.
Mam takie sytuacje gdy znajomi pytają się mnie czy bym
gdzieś z nimi nie poszła zjeść. Ogarnia mnie wtedy strach, całe ciało
paraliżuje się,nogi uginają się przede mną. Panikuję za każdym razem,ponieważ
nie mogłabym obliczyć kalorii, ile bym przytyła. Strach przed nieznanym. Jedno
z najgorszych uczuć.
Druga sytuacja kiedy przychodzi do mnie do domu Lisa albo
Tom. Komplementują mnie jak dziś pięknie wyglądam, mam idealne ciało. Mimika
twarzy ich fałszywe uśmiechy może ukryją ten smutek i ból,ale oczy już nie. Za
każdym razem gdy wpatruję się w ich ciemne tęczówki widzę właśnie cierpienie,że
są tak blisko mnie,a tak daleko choroby,że nie mogą mi pomóc. Na pewno by
chcieli mnie znów ujrzeć uśmiechniętą,wesołą i cieszącą się z życia. To mój cel
od września aby stać się taka jaka byłam kiedyś. Nie wszystko zależy od
naliczania mi od nowa coraz większych kalorii. Choroba także zagłębia się w
głowie. To od mózgu zaczyna się anoreksja. Mały,wredny głosik prosi cię abyś
mniej jadła,mówi ci,że jesteś gruba..za gruba aby się komuś spodobać. Powoli
głos zanika lecz jeszcze się pojawia dosyć często. Codziennie stoję przed
lustrem piętnaście,dwadzieścia minut i patrzę, w których miejscach są fałdki
czy jednak jestem idealna.
Anoreksja to ciężka choroba. Nie jest dobrze gdy
zachorujesz w wieku dorastania i jeśli choroba ciągnie się i ciągnie. Jestem
aktualnie bez perspektyw na życie, oczywiście szkołę mam,ale trzy razy w
tygodniu i w dodatku w domu.Jeżeli wychodzę z domu to na grupę wsparcia,do
lekarza,szpitala czy dwóch ulubionych kafejek. To moje życie. Jest jeden plus.
Wiedza o posiłkach zostanie mi w głowie na zawsze.
Na dzisiaj tyle, jadę do lekarza. Może
opowiem wam kiedyś o dr. Amandzie.
***
Nina
Właśnie dokańczam brwi gdy zegarek wybił
godzinę ósmą. Dla mnie to zwyczajna godzina w poniedziałek. Pójdę dopiero na
drugą lekcję,jeśli oczywiście zdążę. Na stoliku stygnie kawa oraz położona na
talerzyku bułka maślana. Ostatnie spojrzenie w lusterku i ubieram czarne jeansy
oraz szarą bluzę. Wodzę wzrokiem po pokoju i otwieram moją sekretną szafeczkę.
Wyciągam trzy saszetki Tantum rosa,otwieram i mieszam je z sokiem jabłkowym.
Czekaja mnie bezsenna noc,brak apetytu,ale za to już czuję to rozluźnienie i oh
czyżby różowy jeep przejechał koło mojego domu? Wypijam kawę, biorę kilka
gryzów bułki,chowam jeszcze dwie saszetki tussi i na spokojnie wychodzę z domu.
Do szkoły mam około trzydziestu minut drogi. Nie mam po co się śpieszyć do
ludzi,których nie obchodzę i którzy nie interesują mnie. Dzisiaj i jutro będę
musiała przesiedzieć te kilka lekcji udając,że jest wszystko okej. W środę
przyjeżdża do mnie Adam.
Kim jest Adam? Sama nie wiem. Na pewno
nie jest moim chłopakiem. Jesteśmy w bliskich relacjach,chyba wiecie jak
bardzo. Jest po prostu przyjacielem. W końcu dostał wolne na trzy dni,więc uda
się do mnie,a ja chce z nim spędzić jak najwięcej czasu. Przywiezie trawkę, z
tego również się cieszę,a moja matka nie ma nic do gadania,ponieważ i tak
wie,że jeśli Adam przyjeżdża nie zmusi mnie do niczego i po prostu wieczorami
wychodzi i wraca nad ranem.
Poznałam go rok temu, w sumie nawet nie
pamiętam gdzie i kiedy dokładnie, ponieważ miałam tak dużą fazę,że nic nie wiem
co się działo z okresu dwóch czy trzech dni. Był w moim pokoju…
*dzień kiedy tabletki skończyły działać*
Wstałam,otworzyłam oczy i rozglądnęłam
się po pomieszczeniu. Na kanapie leżał jakiś chłopak,dałabym mu dwadzieścia dwa
lub trzy lata. Nie wiedziałam kim jest i co tu robi. Podeszłam do niego i
obudziłam go.
-Kim jesteś i dlaczego śpisz na mojej
kanapie?-spytałam.
-Adam,jestem tutaj,bo mnie
przyprowadziłaś..siłą-na to wspomnienie brunet się zaśmiał-Nic nie pamiętasz?-dodał.
-Zaskoczę cię. Nic nie pamiętam i po co
cię do mnie przyprowadziłam?-znowu zadałam pytanie.
-Nie wiem, tak dobrze się nam
rozmawiało,że zaprosiłaś mnie do mnie,ale wiedziałem,że jesteś nieletnia i
bałem się,że twoi rodzice źle zareagują gdy przyprowadzisz do domu dwudziesto
dwu latka.
-Na spokojnie mógłbyś się do mnie
włamać,moja matka nawet by nie wiedziała,że ktoś tu jest,a ojciec pracuje za
granicą-zaśmiałam się-Wpadaj częściej.
*
Od początku go polubiłam. Nie jest taki
jak chłopcy z mojej szkoły. Wiele razy słyszałam,że mogliby mnie z chęcią
przelecieć gdybym nie była lekomanką. Niestety ja się szanuję i jeśli oddałam
ciało jednemu,który szanuje mnie i nie ma żadnej innej na boku to ja też jestem
fair w stosunku do niego. Myślicie,że zeszłam na złą drogę i nie rozróżniam niektórych
rzeczy- co jest złe,a co dobre? Raczej się zdziwicie ,bo mimo,że mamy
dwudziesty pierwszy wiek, to nie puszczam się na prawo i lewo. Nie pokazuję
mojego ciała każdemu kto zachce. Nie mówię o każdej z was dziewczyny. Mówię o
tych kobietach,które nie umieją szanować swojego ciała i dostęp do niego ma
wielu mężczyzn. Nie jesteśmy przecież lalkami. Nikt nie powinien się nami
bawić,a następnie rzucić w kąt jak śmiecia. Tak,wiem,że w życiu popełniam wiele
błędów i nieprzemyślanych decyzji,jestem uzależniona i leniwa,ale nie znaczy
też,że mam być łatwym celem dla mężczyzn. A pierwszy raz? Czekajcie z tym,aby
zrobić to z kimś wyjątkowym,nie z kolegą,albo na imprezie. Przyjemnie wam
pokazywać ciało kilku mężczyznom?
Wracając. Mimo,że Adam nie jest moim
chłopakiem to jest kimś wyjątkowym i długo nim pozostanie, jak ja dla niego
również.. Dzwonek na przerwę. Idę do łazienki zażyć saszetkę tussi,a potem
czeka mnie matematyka.
Czuję ten przypływ energii,większą siłę.
Mogłabym uderzyć teraz Travisa-największego osiłka w szkole,ale wolę nie
ryzykować, bo nawet dziewczynę może uderzyć,więc w przypływie emocji tylko
wychodzę po papierosa do sklepu aby kupić go na sztukę i wracam pod szkołę by
zapalić. Nauczyciele nic mi nie powiedzą. Umywają od tego ręce,ponieważ gdy
mnie zobaczy dyrektorka to wezwie tylko matkę. One też by mogły,ale mnie się
boją. Jeszcze nie zastraszyłam tak dyrektorki tak żeby mnie się również bała.
Jejku mogłabym zrobić sto popmek,albo przebiec się w maratonie. Za niedługo
działanie ustąpi i niestety przeliczyłam się. Drugiej saszetki nie wezmę gdyż
od piętnastej jestem w domu do końca dnia.
Dzwonek na matematykę. Zajmuję miejsce
tam gdzie zawsze, czyli w ostatniej ławce od okna. Siedzę sama nikt mi nie przeszkadza.
Mam święty spokój. Tylko wytrzymać w tej budzie jeszcze jeden dzień..Odezwę się
gdy Adam przyjedzie.
***
Lorna
-Mamooo!-krzyknęłam z dołu-Idę
wymiotować,zwolnij mi łazienkę dokończysz makijaż w swoim pokoju!
Wbiegłam po schodkach najszybciej jak
mogłam i tylko kątem oka widziałam jak matka ustępuje mi miejsca. Od razu
usunęłam wszystko z żołądka co miałam. Dzisiaj był ten magiczny dzień. Uczta.
Byłam w pracy i od rana coś ciągnęło
mnie do jedzenie. Nie normalnego jak klasyczny obiad. Słodkie,słone,kwaśne.
Wszystko co mi przyszło do głowy. Czekałam z niecierpliwością do godziny
czwartej i dosłownie wybiegłam z budynku aby udać się na wielkie zakupy. Kupiłam
żelki,czekoladki,cukierki,bułki słodkie,paluszki,chipsy,ciastka,batony,lizaki,a
gdy wróciłam do domu zamówiłam jeszcze pizzę. Usiadłam w moim pokoju i z
płaczem zaczęłam jeść wszystko po kolei. Chłonęłam garściami wszystko co
kupiłam. Mam obrzydzenie do siebie,że nie potrafię zapanować nad sobą. Wołam o
pomoc lekarzy,ale jak już wspominałam, większość nie wie gdzie zalęgła się
prawdziwa choroba, nie przez kogo chorujemy,ale dlaczego.
Teraz od trzech lat mam obsesję na
punkcie jedzenia,wymuszania wymiotów po posiłkach tym bardziej po uczcie. Jem
jak zwykły człowiek,ale wymiotuję,chociaż w tym miesiącu jakoś mniej. Moja
matka wie o chorobie od roku tak samo jak mój brat. Czasami kłóci się ze mną i
to bardzo gdy słyszy jak płaczę po nocach. Próbuje mi pomóc, wmówić mi,że
będzie dobrze,nic się nie stanie kiedy mój posiłek zostanie w żołądku. Rozmawia
tak ze mną od około trzech miesięcy,pokazuje różne filmiki,dokumenty
telewizyjne. Możliwe,że pomaga,ponieważ mój lekarz na pewno nie.
Zwymiotowałam,spłukałam wodę,zamknęłam
klapę od toalety i jeszcze siedziałam. Nagle usłyszałam płacz..Igora. zamknął
drzwi i siedział koło wanny. Widziałam jak płyną mu łzy,jak trzęsą mu się
ramiona. Miałam siebie dość,tej choroby oraz świata. Ujrzałam jak brat wyciąga
żyletkę. Zamarłam.
-Igor co ty wyprawiasz?-podeszłam do
niego. Nie wyrwałabym mu i tak tego z ręki,więc muszę działać rozmawiając z
nim.
Popatrzył na mnie tymi szklistymi i
smutnymi oczyma.
-Nie mam już siły na to. Od trzech lat
chorujesz. Od roku wiem,że masz bulimię i nikt nie potrafi ci pomóc,a jak
słyszę twój płacz nocami mam ochotę się zabić,bo jednak jestem tak blisko
ciebie,a tak blisko twojej choroby-zapłakał jeszcze bardziej-po prostu zniknę z
tego świata i może wtedy zrozumiesz,że warto sobie pomóc.
-Hej-usiadłam koło niego, położyłam
policzek na jego ramieniu-Nie wszystko jest takie proste. Jeżeli chcesz możesz
znaleźć mi dobrego psychiatrę. Mogę zrobić wszystko, tylko proszę, wyrzuć
żyletkę.
Nie mam pojęcia czy to pomoże i czy ja
będę potrafiła iść, i powiedzieć obcej osobie wszystko o sobie..
-Lorna jak mam tobie zaufać?-patrzył
wzrokiem w dal jakby był tylko obecny ciałem,już podwinął rękawy.
-Igor proszę. Zaprowadzisz mnie do
psychiatry. Będziesz siedział koło mnie,słuchał wszystkiego o czym mu mówię,a
co tobie nie jestem zdolna powiedzieć. Wyjdę z bulimii. Zaufaj mi,odłóż to i
daj mi ostatnią szansę-ja też już nie dałam rady powstrzymywać łez.
Nie odzywał się przez dobre trzydzieści
sekund,aż w końcu rzucił żyletkę w kąt. Od razu go przytuliłam najmocniej jak
tylko potrafiłam. Uświadomił mi,jak bardzo niszczę moich bliskich trwając w
chorobie. Nie tylko ja cierpię,ale i Igor,matka,moi znajomi.
Pierwszą wizytę mam za dwa dni.
Obiecałam mu,że udam się wraz z nim do dr.Redsona. Trzymajcie za mnie kciuki.
***
Emma
Gorąca czekolada i rogalik już leżą na
stoliku,tylko się podnoszę aby dosięgnąć obu rzeczy i opieram się na poduchach.
W ciszy zjadam śniadanie. Znowu się kładę i naprawdę ciężko mi nawet oddychać.
Nie mogę sama zadecydować o życiu czy dalej będzie trwało czy je zakończę nawet
teraz. Jakby złodzieje przyszli ukraść coś z domu to moja rodzina nie miałaby
jak się bronić,ponieważ ostre narzędzia są pochowane w różnych miejscach na
kluczyk i nie mieliby czasu otworzyć skrytek. Cóż ja mogłabym iść pierwsza na
odstrzał.
Moi rodzice nie szanują moich decyzji.
Zawsze za mnie je podejmują. Patrzę na zegarek na ścianie i liczę
sekundy,minuty,godziny..dalej żyję na tym świecie nie potrzebna nikomu.
Zabawne, nie osiągnęłam nic w życiu,a nawet je zniszczyłam,więc dlaczego
rodzina chce mnie utrzymać żywą? Wmawiają mi,że mam dla kogo żyć. Nie mam.
Depresja nie jest łatwa. Jest okrutna,zabiera każdą energię z życia, wysysa z
ciebie szczęście i spokój.
Patrzę na lewą rękę, gdzie jest tatuaż.
Jeśli się przyjrzę to widzę wiele blizn. Na początku bolało,gdy przykładałam
nożyczki,nóż czy żyletkę do skóry, jednakże człowiek po pewnym czasie się
przyzwyczaja..nawet do bólu. Nawet nie wiem czy nie jest to uzależnienie. Tak
jak lekomanka od różnych tabletek, ćpunka od prochów,tak ja od bólu.
Matka przychodzi koło jedenastej do
pokoju z tabletkami antydepresyjnymi. Zażywam je od trzech miesięcy. Rokowania
psychiatry oznajmiły mi,że nie odstąpię leków jeszcze przez dobre trzy
miesiące,aż zobaczy,że mogę od nich odstąpić i przejść na wyższy poziom
kuracji. Biorę leki już od pięciu miesięcy,ponieważ moja matka i specjalista
odkryli to,iż nie biorę zalecanych tabletek. Teraz za każdym razem otwieram
usta i za każdym razem matka dokładnie patrzy czy połknęłam wszystkie. Na
początku po tym czułam suchość w ustach,albo miałam zaparcia, lecz po dłuższym
spożywaniu osłabły skutki uboczne.
Czytam teraz wiele książek,a matka nie
zabrania mi ich kupować..znaczy ja jej pisze na kartce jakie chce,a ona jedzie
do sklepu je kupić. Aktualnie czytam „Gwiazd naszych wina” autor J. Green.
Pierwszy raz o takiej tematyce czytam. Mam wiele fantastycznych,kryminalnych
książek,ale teraz pomyślałam,że przeczytam o całkowicie innej tematyce niż
dotychczas. Urocza Hazel oraz przystojny Augustus. Oglądałam kiedyś film,więc
łatwiej mi „widzieć” bohaterów. Książki są moim drugim światem..odskocznią od
depresji. Zapominam o moim świecie,a wkraczam do całkiem innej rzeczywistości.
Do tej lepszej..
Już po piętnastej. Przespałam znowu w
dzień dwie godziny. Tym razem matka każe mi na obiad zejść na dół i zjeść w
gronie rodziny. Mówię każdemu domownikowi ciche „dzień dobry”. Biorę widelec do
ręki tak jakbym nie miała siły. Wiecie,że je się widelcem i nożem? Otóż ja
każde danie jeżeli wymaga krojenia mam przygotowane przez rodzicielkę. Nawet
tępego noża nie dałaby mi do ręki. Kończąc danie oznajmując wszystkim w
kuchni,iż wychodzę z kocem oraz książką na naszą huśtawkę.
Idę tylnymi drzwiami na nasz duży ogród.
Jest na nim pełno kwiatów,małych drzewek agrestowych i porzeczkowych,wielka
jabłoń,wiśnia oraz czereśnia,są tuje, niewielka grządka z warzywami. Przysiadam
na dużej huśtawce szczelnie owijając się w ciepły koc,po chwili przybiega do
mnie mój biały kot Tom,więc mam dodatkowy ogrzewacz. Słyszę tylko błogą ciszę
czasem tylko mruczenie Toma. Tak wciągnęłam się w czytanie książki,że nie
zauważyłam kiedy matka przysiadła się czekając aż oderwę wzrok od kartek. Przyniosła
mi znów tabletki wraz z kubkiem gorącej herbaty. Połykam,sprawdza buzię i idzie.
Czytam przez ponad dwie godziny jednakże po osiemnastej zrobiło się naprawdę
chłodno,więc biorę kota i siadam na fotelu w moim pokoju kontynuując książkę. Chyba
widać,że po lekach jestem bardziej „ogarnięta”?. Do zobaczenia. Już za kilka
dni grupa.
***
Avril
Patrzę w moje duże lustro już dobre
dwadzieścia minut i zastanawiam się do zmienić
w moim wyglądzie. Raz po raz podwijam bluzkę,patrzę na brzuch,pośladki,twarz,włosy..hm..a
może by włosy? Ściąć? Zafarbować? Albo to i to?. Skoro jestem blondynką
przefarbuję się na..czarno,a włosy zetnę tak,aby z 4-5cm na tej głowie było. Tak!
To będzie diametralna zmiana! Nie do poznania! Siadam przy mniejszym lusterku i
biorę się za makijaż. Po dwudziestu minutach upiększania się zakładam na siebie
szare rurki i biała bluzę. Zaczesuję włosy do tyłu,biorę torbę(w niej
oczywiście broń),kilka niezbędnych rzeczy i wychodzę. Idę do najlepszego
fryzjera w Reno. Nie mało zapłacę,ale wiem,że moje włosy w rękach Keri wyjdą
potem nieziemsko. Wchodzę do pomieszczenia,a niebiesko włosa wita mnie z
uśmiechem. Mówię jej jaką chcę fryzurę,a ona z radością bierze się za pracę. Po
półtorej godzinie wychodzę odmieniona. Bardzo krótkie czarne włosy. Po drodze
jeszcze udaję się do sklepu spożywczego po kilka warzyw. Naprawdę czuję się
wspaniale. Chyba pierwszy raz od..porwania. Jakbym zaczynała nową drogę. Przychodzę
do domu,a moja matka wpada w..osłupienie. Patrzy na mnie jak nie na swoją
córkę. Dopiero po chwili wydusiła coś z siebie.
-Avril kochanie wyglądasz..inaczej.
Lepiej-uśmiechnęła się do mnie.
-Mamo przestań, wiem,że jesteś bardzo
zdziwiona i aby mnie nie urazić mówisz coś pozytywnego-zaśmiałam się.
-Nie, nie, nie. Wyglądasz pięknie. Jak zawsze.
Teraz tylko jakbyś była śliczną..chłopczycą.
-Oh przestań tak..-nie dokończyłam. Zobaczyłam
przed sobą jednego z porywaczy jak idzie w moją stronę i zadaje bolesny cios w
brzuch. Zwijam się w kłębek i nie mogę wydusić z siebie nawet jęku. Widzę przed
sobą tylko mężczyznę jak odchodzi i zamyka drzwi na klucz,a potem..ciemność.
Dopiero po chwili słyszę moją matkę krzyczącą moje imię. Leżałam na podłodze w
domu. W bezpiecznym miejscu. Wszystko przechodzi. Powoli wstaję,siadam na
krześle,a rodzicielka przynosi mi szklankę wody. Siada koło mnie i głaszcze po
policzku. Widzę jak powstrzymuje łzy. Nie mogę znieść jej bólu. Tak bardzo jej
wspołczuję,że musi mi pomagać w traumie. Mam ochotę zamordować każdego z
szajki,ponieważ więzienie to zbyt lekka kara.
Piję powoli wodę przeglądając telefon,a
mama kręci się w kuchni przygotowując obiad. Dzisiaj zrobi moje ulubione
danie-naleśniki z bananem i nutellą. Stwierdziłam,że poczekam już na dole na
obiad. Po niedługim czasie dostałam dwa duże naleśniki z kawą. Mogłabym tak
jeść codziennie gdyby nie to,że wszystkie kalorie odkładają się w ciele tam
gdzie nie trzeba. Chyba każda kobieta ma jedno podstawowe marzenie: jeść i nie
tyć. To byłoby piękne..zbyt piękne aby się spełniło. Cóż takie trudne życie
dziewczyn.
Myślę nad chodzeniem na siłownię. Podczas
ostatniej rozmowy z terapeutą zalecił mi,abym wyszła do większej liczby osób. Zaproponowałam
mu wtedy siłownie,a on chętnie się zgodził. Jutro wykupię miesięczny karnet. Może
uda mi się po wielu ćwiczeniach osiągnąć „sześciopak”. Taki codzienny wycisk z rana dobrze by mi
zrobił,ale troszeczkę się boję,że napad tego paraliżującego strachu.. w sumie
co mi tam. Skoro zrobiłam tak dużą zmianę w wyglądzie to czas wyjść również do
ludzi na dłuższą chwilę. Napiszę wam sprawozdanie jak było w pierwszych dniach
na siłowni już za kilka dni.
***
Nicole
To będzie produktywny dzień. Jadę do
fundacji na spotkanie z dzieciakami. Mam im opowiedzieć o mojej chorobie. Cieszę
się,że mogę pomagać, ostrzec kogoś innego przed błędami jakie ja popełniłam. Zebranie
młodzieży pt. „Biały śnieg w nozdrzach nie jest cool” organizowany jest na dużą
skalę. Podobno ok. dwieście pięćdziesiąt podopiecznych wraz z ich opiekunami
zasiądzie na dużej sali słuchając mojej historii. Już dwa razy brałam udział w
podobnych spotkaniach. Jedno z piękniejszych uczuć gdy widzisz ludzi wzruszający
się na widok twojej historii. Wiele dzieci po spotkaniu do mnie przychodzi i
rozmawiam z nimi przez nawet godzinę. Sama również organizuję wiele spotkań,ale
na mniejszą skalę- od pięćdziesięciu do stu osób. Od roku już zajmuję się
takimi „zlotami”. Jeżdżę również do uzależnionych i pomagam pielęgniarkom,
nawet wpadam do mojego dawnego oddziału. Przez dłuższą chwilę to tam był mój
dom. Wiele twarzy,które widziałam na co dzień dalej tam są..niestety z
uzależnieniem wygrać jest nie łatwo. Innym przychodzi uzdrowienie szybciej,a
niektórym zajmuje to wiele czasu i wysiłku.
Ubrana w długą, brązową i zwiewną
sukienkę wkraczam do sali pełnej osób. Po kliku schodkach wchodzę na
podwyższenie aby inni mnie lepiej widzieli. Mikrofon już trzymam,ale podaję go
jeszcze na chwilę Suzan,aby mnie przedstawiła. Słyszę i widzę wiele oklasków
lecz od razu proszę o ciszę. Zaczynam od początku. Opowiadam im moją „przygodę”
z kokainą. Nie będę wam opowiadać od początku,ponieważ wiecie jak to było.
Spotkanie trwało ponad godzinę. Po skończeniu
usłyszałam znowu(tym razem) głośniejsze oklaski,widziałam wiele osób jak się
wzruszyło. Czuję tą radość,a za razem błogość. Schodzę ze sceny i kilkanaście
osób przyszło do mnie jeszcze porozmawiać. Dostałam wiele prezentów,lecz nie to
się przecież liczy.
Wracając do domu myślałam nad grupą
wsparcia. Wpadłam na genialny pomysł..zabiorę ich ze sobą na wycieczkę może
jeśli mi się uda dwudniową. Oczywiście prócz Emmy i Kiry. Nie jest jeszcze na
tyle zdrowa. Myślałam nad Parkiem Yosemite,ale najpierw opowiem im o swoim
uzależnieniu. Niech poczują, że byłam kiedyś taka jak one..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz